Kochane, przepraszam za niepisanie
Wczoraj wieczorem po powrocie z lecznicy po prostu padłam.
Najpierw lepsze wieści.
1. Zadzwonił ten chłopak zainteresowany adopcją Tulci. Umówiłam się z nim na wtorek wieczorem. Oby przyszedł, oby do czegoś się nadał i oby ją zechciał.
2. Gramek je już coraz więcej, chociaż wytrwale wyłącznie suchego RC.
Żeby nie było za dobrze, od trzech dni s*a na rzadko. Jak mniemam, to po antybiotyku
3. Nareszcie umówiłam się do fryzjera. Na najbliższą środę. Będę jeszcze piękniejsza

Szelmy, drżyjcie
A wczoraj w lecznicy...
Bidzia dostała na futerko jakiś żel spot-on łagodzący swędzenie. Ma to być powtórzone jeszcze 3 razy, co tydzień. W międzyczasie mam kotka uprać. No tak, miałam zamiar zrobić to dzisiaj, ale oczywiście będąc w aptece zapomniałam kupić Nizoral
Poza tym: codziennie po kawałeczku Calcortu + 1/4 tabl. Ketokonazolu (bo zmiany wyglądają na grzybopodobne).
Nagminne drapanie się i 'drgawki' są efektem silnego świądu. Tzn. to drugie - najprawdopodobniej. Czyli najpierw leczymy te ranki i pozostałe syfy, a ewentualnie dopiero potem tropimy przyczyny neurologiczne.
Za tydzień na kontrolę.
To, co Tadzina ma przy jednym z pazurów, to albo ziarniniak
cośtam cośtam (zapomniałam

) albo niestety zmiana nowotworowa

Tak czy inaczej, świństwo trzeba jak najszybciej wyciąć, tym bardziej, że z dnia na dzień bardzo się powiększa
Aby najpierw złagodzić stan zapalny, Małgosia postanowiła podać steryd. Przed jego podaniem miałyśmy zamiar dla świętego spokoju skontrolować krew Burasa, ale niestety, nie dałyśmy rady jej pobrać

Pani Doktor stwierdziła, że nie będziemy już się bawić we wstępne znieczulanie Wścieklizny głupim jasiem - trudno, dostała Dexafort w ciemno. Oprócz tego - Convenię.
W sobotę za tydzień jesteśmy umówione na zabieg. Przy okazji narkozy zostanie też pobrana krew. Korzystając z okazji, chciałabym również poprosić o odkamienienie Złośliwcowi zębów. Wolę nie myśleć, ile to wszystko razem będzie kosztowało.
Dla obniżenia kosztów chyba powinnam wdać się w romans z kolejnym chirurgiem
Tym razem tym z Wilavetu. Jak na swoje możliwości 
, Tadzinka zachowywała się całkiem znośnie. Co prawda nawet we trójkę (Małgosia, praktykantka i ja) nie zdołałyśmy spacyfikować potffora na tyle, żeby utoczyć z niego krwi, jednakże udało nam się przy minimalnych stratach
(tj. zmasakrowana moja lewa dłoń i szalik oraz drapy na rękach Małgosi) dokładnie obejrzeć łapę Zołzy oraz podać tejże dwa zastrzyki. Poza tym: siedziała całkiem grzecznie w otwartym
(od góry) transporterze, momentami nawet mrucząc

Obyło się bez szaleństw, wycia, rzucania się do oczu, biegania po ścianach i półkach, sikania i
kupienia. Normalnie byłam z niej dumna
Dzisiaj byłam na Bródnie u Prababci. W poniedziałek postaram się dotrzeć na Wólkę do Dziadka i do naszego Tomka

Na MÓJ grób, do Lipna, pojadę prawdopodobnie dopiero za dwa tygodnie. Miałam zamiar za tydzień, ale
wyskoczyła niespodziewanie operacja Tadźki

Nie lubię tego święta, nie lubię odwiedzania grobów bliskich na jedno wielkie 'okazyjne'
urrra, nie lubię zwykłych, śmierdzących zniczy...
Mojemu K. zawsze zapalam zapachowe świeczki. Ale tylko Jemu, bo takie świeczki w szkle są bardzo drogie