już wiem. On się poprostu strasznie boi

wbrew pozorom chyba dobrze zapamiętał to rzucenie o ścianę. A wcześniej też nie wiadomo co z nim robiono, mam dziwne wrażenie, że jakieś dzieci zrobiły sobie z niego lalkę

Franio boi się brania na ręce. Nie to, żeby bał się dotykania, nie o to chodzi. Podsadzony na kanapę spokojnie łazi po nas i nic, głaskany włącza motorek natychmiast. Panika zaczyna się, gdy traci oparcie pod łapkami, obojętne czy jest trzymany na rękach, za kark, czy odwrócony na plecki. Drze się wniebogłosy i szarpie tak, że w dwójkę ciężko jest nam go utrzymać

mam wrażenie, że sam sie połamie, byleby się uwolnić.
I aż mi się wyć chce, jak pomyślę, czemu tak robi. Nigdy, przenigdy się z czymś takim nie spotkałam... kociaki są różne, niektóre przytulaste, inne ciągle "nie mają czasu", czasem trafi się dzikidzik, który gryzie i drapie, ale to, co przy najmniejszej próbie przemocy, wyczynia Franio - przechodzi wszelkie pojęcie
Fizycznie mały zdrowieje, twardo wpycham w niego leki. Oczka mu łzawią, przemywam i zakraplam (też się drze). TŻ mówi, że on już się tak nie kiwa. Ja nie jestem przekonana, może po prostu się przyzwyczailiśmy... Trzeba będzie zaprosić Ciocię Magiję - niech porówna.