Mogę już bardzo dużymi literami napisać, że mama Jeżynek jest w domku. Po opieką kochającej Pani i lekarza.
Jednak potrzeba jej bardzo dużo kciuków, ponieważ nadal jest wyczerpana chorobą. Ma anemię i nie wiadomo co jeszcze (FIV i FeLV raczej nie, bo testy robione w Koterii były ujemne).
Koteczka jest kochana i bardzo wdzięczna za domek.
A ja jestem bardzo wdzięczna tej Pani, że zlitowała się nad mamą Jeżynek, bo naprawdę nie miałam co z nią zrobić

Gdyby kazano mi ją zabrać z Koterii, to pewnie wzięłabym ją do klatki na górze na kolejne nie wiadomo jak długo.
A ja mam kolejne złamanie związne z kotami

Pewnie zaraz się tutaj zjawi mirka_t albo jakiś inna..., żeby wykorzystać to piszę przeciwko mnie, ale tak jak już napisałam w moim wątku, mam to tam gdzie plecy tracą swoją szlachteność.
Mianowicie mamę Jeżynek łapałam jako zupełnie zdrowego kota. Co się stało, że tak się pochorowała? Łapałam ją na kociaki, które miały wtedy około 6 tygodni. Przypuszczam, że do choroby mocno przyłożył się stres związany z tym, że zabrałam jej dzieci.
Tak wiem pocieszycie mnie, że dobrze zrobiłam, bo kociaki mają domy, a tam gdzie przebywały Pani A. właśnie się wyprowadziła. Koty dokarmia sąsiadka (ale nie tak regularnie jak Pani A.). Na szczęście zostały tylko trzy. Gdyby została mama Jeżynek i jej dzieci byłoby razem 10 kotów. O ile wszystkie Jeżynki by przeżyły, bo ta malutka która jest teraz u Paluszek chyba by już nie żyła.
Ale ciągle zadaję sobie pytanie, czy mamy prawo tak postępować? Gdybym nie ruszyła jej i dzieci, to pewnie byłaby zdrowa.
I nie piszcie mi, że nie przyżywacie takich rozterek.
Wiem nie napiszecie. Bo jesteście normlane w przeciwnieństwie do niektórych na tym forum
Tytuł nadal aktualny. Ta kotka z Niedźwiadka jest do wzięcia. Miała nacięte ucho, więc przypuszczam, że jest wykastrowana.
EDIT: Kotka jest biało-bura.