» Wto paź 26, 2010 20:31
Re: Puchate, piękne,a la NORWESKIE kotki! Oswajamy, leczymy. DS!
Stanowczo stwierdzam, ze powinno się na miau powołać hmm nie wiem "grupę zaklinaczy kotów". Jako pierwszego członka tegoż klubu przez aklamację zgłosiłabym moje dziecko
Właśnie doznałam szoku - wieczorową porą jak to zwykle u mnie bywa nakarmiłam zwierzyniec i zaczęłam leki rozdawać....No i z taką pewną nieśmiałością wzięłam do ręki krople......
Na co moja córka lekko rzuciła - Fridzie to ja już wpuściłam..
Lekko osłupiała pytam - jak to które? No jak które - odparło moje potomstwo - no jak w zaleceniu najpierw difadol a potem to drugie.
Jak to zrobiłas...?
Oj normalnie - rzuciło moje dziecko lekko zniecierpliwione. Wytłumaczyłam,że trzeba......
Konia z rzędem temu kto to mi wyjaśni......
Dla niewtajemniczonych krótka historyjka ( juz ją opowiadałam) - zapewniam że prawdziwa - służe potwierdzeniem świadka - fakt jednego.
Otóż dawno, dawno temu - moje potomstwo liczyło tak hmm nooo z 5 - 6 lat pojawił sie w naszej okolicy kot. Taki ni to czyjś ni to niczyj wiejski kot. Też czarny z białym - jak te dzisiejsze
Nie dokarmiałam go, ale widywałam. Wiejski wyga przemierzający pola w sobie tylko znanym celu. Razu pewnego zauważyłam, że powłóczy nogą......tak jakoś nienaturalnie wykreconą...... Wyglądało to coraz bardziej kiepsko. Musiał go samochod potrącić. Postanowiłam kota złapać. Dobre sobie, mimo chorej łapy graniczyło to z cudem. Nie było możliwości zblizenia sie do niego. Uciekał ciągnąc tego zmasakrowanego kikuta za sobą - bałam sie, ze coś sobie gorszego zrobi.
O klatce łapce wtedy nie miałam pojęcia. Razem z sąsiadką probowałyśmy różnych sposobów - od narzucenia na kota - pokrycia od pergoli ( noo siatką nie dysponowałyśmy) przez próby zagonienia go do garażu....NIC!
No i pewnego dnia stoimy sobie przy wiejskich zaroślach......debatujac nad możliwościa sporządzenia czarciej zapadki......
Moje dziecko jakieś kwiatuszki sobie rwało czy cuś - szczególnie na nią nie zwracałysmy, przyznaję ( tiaaa wyrodna matka ) uwagi.
Aż tu nagle patrzymy z pola idzie moja Zuzka - pod pachą dyga kota.......(Stałyśmy z otwartymi gębami dosłownie) i rzuca nam głosikem wypełnionym wadą wymowy - on sie was boi, ale mówi, ze go ta noska strasnie boli......
Kot dostał imię Błażej Znalazłam mu zaprzyjaźnioną stajnie - zakładałam, ze będzie miał tam full wypas. Ciepłe sianko, żywa stołowka w zasiegu nosa.....i wędrówki po hektarach padoków wokoł.....I co i kicha:-)
Jako rekonwalescent z gipsem mieszkał w domu, potem miał sie przenieść do stajni.......Ale sie nie przeniósł - wybrał kanapę i stateczny żywot kota kominkowego.
Ci którzy nie lubią kotów w poprzednim wcieleniu musieli być myszami......

"Nigdy nie dyskutuj z idiotą - sprowadzi Cię do swojego poziomu, a następnie pokona doświadczeniem"