spieszę donieść, że na czas naszej bytności w domu małe biega po pokojach - zazwyczaj udaje się nam spacyfikować Rudą zanim go dopadnie, bo dziewczynka nie kryje sie wcale ze sowimi zamiarami

biedne jest małe bo zasadniczo musi pod ścianami przemykac, ale przynajmniej nie nudzi się samo
no i zazwyczaj siedzi u nas na kolanach

wczoraj napędził mi niezłego stracha - po tym, jak zapuściłam mu do oka atropinę zaczął się koszmarnie ślinić i latac po pokoju z jękiem i czczym odruchem wymiotnym

. domyśliłam się w końcu, ze to pewnie z powodu tych kropli, ale kiedy przemycie oka i pyszczka ciepłą wodą nic nie dało, zadzwoniłam - przekonana, że dzwonię do dr Buczek dopadłam akurat dr Garncarza, bo jak się okazało dzwoniłam na lecznicowy nie na prywatny... Garncarz mnie uspokoił, kazał przeczekac a na przyszłość pilnować, żeby choć przez minutę kropla z oka nie wypłynęła...
zaczęłam też z powrotem podawac małemu Gripocośtam, z czym przyjechał od tangerine1 - na zwalczanie wirusa i poprawę odporności. okazuje się, że nawet ćwierć wielkiej i obrzydliwie gorzkiej tablety mały kotek może zjeść, jeśli się ją rozetrze na proszek, rozpuści w ciepłym rosołku i na szybko poda strzykawą na tył pyszczka. nie wiem, gdzie kot ma "gorzkie" kubki smakowe, ale działa

to tyle wieści z placu boju
