Kotek... [*] ;(

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt paź 22, 2010 11:39 Re: Kotek... [*] ;(

Femka pisze:kobieta rozjechała kota, następnie przez półtorej godziny patrzyła na jego cierpienie i słuchała wrzasku bólu
zakładając a priori że i tak mu nie pomoże (czy przegapiłam, że próbowała dotrzeć do jakiegoś weta?)


Niczego nie przegapiłaś, dokładnie tak było.

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Pt paź 22, 2010 11:44 Re: Kotek... [*] ;(

Femka, nie wiem z czego wynika prostota Twoich ocen - czy z braku wyobraźni, że życie nie jest tak proste, czy z barku doświadczenia, czy też z potrzeby wykreowania się na Jedyną Sprawiedliwą [i Nie-Zwariowaną].

BTW - zastanów się, czy nie masz na sumieniu jakiegoś kota z pobocza drogi.

Nie mam zamiaru zrzucać się na pomoc psychologiczną dla occhiverdi, jednakże wyrażam swoje wątpliwości co do słuszności radykalnych ocen tego, o czym wiemy tylko za pośrednictwem tekstu.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt paź 22, 2010 11:46 Re: Kotek... [*] ;(

Agn, to nie jest wątek o Tobie i już Ci sugerowano różnice.
Ale wiem, że trudno Ci w to uwierzyć.
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Pt paź 22, 2010 11:46 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:
Beliowen pisze:Edit: najgorsze chyba jest zaniechanie, zarówno w sytuacji, gdy można pomóc, jak i w tej, kiedy pomóc nie można.


Beliowen, kwestia zaniechania jest również mocno dyskusyjna. Robić coś, cokolwiek, tylko dlatego, żeby robić? Żeby uniknąć posądzenia o 'zaniechanie'?

Agn, ale możliwości działania były
można było zadzwonić do dowolnego weta, który mieszka w okolicy i nawet jak nie pracuje, nie sądzę, żeby odmówił oględzin kota po wypadku i podjęcia decyzji, czy powinna zostać dokonana eutanazja - bo decyzja o tym, że kot kwalifikuje się do leczenia, też powinna być podjęta przez weta, prawda?
można było porozmawiać z wetem choćby przez telefon i uzyskać informacje, co robić
wreszcie, można było jednak podjąć próbę jazdy na nocny dyżur, bo nie wiemy - i autorka wątku też nie wie, bo wetem nie jest i co najwyżej mogło jej się wydawać, że wie - czy przypadkiem nawet po 1,5 h drogi udzielona pomoc nie byłaby lepsza, niż konanie bez pomocy
a jeśli nie ma w okolicy wetów, to na bank są praktykujący lekarze - zawsze to przynajmniej osoby dysponujące wiedzą z pokrewnej dziedziny.

A jeśli decyzję podjęto taką, a nie inną, to nie rozumiem, po co szukać współczucia i zrozumienia na forum publicznym?
Od wsparcia, jeśli ktoś nie umie sobie poradzić z konsekwencjami swojej decyzji, są psychoterapeuci.
Od rozgrzeszenia jest ksiądz bądź inny duchowny.
Forum może najwyżej skomentować - i tu się trzeba liczyć z tym, że komentarze mogą być różne, nie tylko takie, jakich się oczekuje.
abluo ergo sum

Beliowen

Avatar użytkownika
 
Posty: 55549
Od: Czw lis 25, 2004 11:33
Lokalizacja: 52°04′N 21°01′E

Post » Pt paź 22, 2010 11:51 Re: Kotek... [*] ;(

8O

CatAngel

Avatar użytkownika
 
Posty: 16425
Od: Pt cze 04, 2010 10:22
Lokalizacja: Śląsk

Post » Pt paź 22, 2010 11:53 Re: Kotek... [*] ;(

Beliowen pisze:
Agn pisze:
Beliowen pisze:Edit: najgorsze chyba jest zaniechanie, zarówno w sytuacji, gdy można pomóc, jak i w tej, kiedy pomóc nie można.


Beliowen, kwestia zaniechania jest również mocno dyskusyjna. Robić coś, cokolwiek, tylko dlatego, żeby robić? Żeby uniknąć posądzenia o `zaniechanie`?

Agn, ale możliwości działania były
można było zadzwonić do dowolnego weta, który mieszka w okolicy i nawet jak nie pracuje, nie sądzę, żeby odmówił oględzin kota po wypadku i podjęcia decyzji, czy powinna zostać dokonana eutanazja - bo decyzja o tym, że kot kwalifikuje się do leczenia, też powinna być podjęta przez weta, prawda?
można było porozmawiać z wetem choćby przez telefon i uzyskać informacje, co robić
wreszcie, można było jednak podjąć próbę jazdy na nocny dyżur, bo nie wiemy - i autorka wątku też nie wie, bo wetem nie jest i co najwyżej mogło jej się wydawać, że wie - czy przypadkiem nawet po 1,5 h drogi udzielona pomoc nie byłaby lepsza, niż konanie bez pomocy.


Beliowen - ale tu się aż prosi, by wstawić ten cytat:
ManfredkotTusi pisze:Do tego wszystkiego brakuje jeszcze opisu... jak wyglądał kotek po wypadku...


Ale, żeby Was uspokoić napiszę, że gdyby to mnie lub w mojej obecności, przydarzyła się taka sytuacja, to ja bym jechała, zwłaszcza dysponując środkiem transportu, wydzwaniając po drodze do kogo się da ze znajomych [moi weci nie odbierają telefonów w nocy :? - no co ja na to poradzę].
Mój opór budzi jedynie radykalna forma oceny tylko tekstu, który został napisany na forum.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt paź 22, 2010 12:01 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:
Ale, żeby Was uspokoić napiszę, że gdyby to mnie lub w mojej obecności, przydarzyła się taka sytuacja, to ja bym jechała,...

całe forum odetchnęło z ulgą.
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Pt paź 22, 2010 12:08 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:Mój opór budzi jedynie radykalna forma oceny tylko tekstu, który został napisany na forum.


W tekście na forum zostały przedstawione fakty.

Gdybym nigdy nie siedziała za kierownicą, z pewnością współczułabym, że wydarzył się taki wypadek. Prowadzę jednak od dawna i nie zrozumiem lekkomyślności - wjeżdżam, a koty na pewno i tak uciekną. Są sposoby, żeby koty rzeczywiście przestraszyły się samochodu i uciekły. Można też po prostu patrzeć, co się dzieje przed maską. Przecież od tego wszystko się zaczęło. Wystarczyłoby trochę poczucia odpowiedzialności i do wypadku by nie doszło.

To co było potem - to Everest... nie wiem czego. Patrzeć na cierpiącego kota bez podejmowania chociaż prób pomocy? Kot konał półtorej godziny. A gdyby tak konał 3,4 lub 8 godzin? To straszne, po prostu straszne. Tym bardziej, że nie żyjemy w średniowieczu. Wetów ci u nas dostatek, a telefony komórkowe są w powszechnym użyciu.

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Pt paź 22, 2010 12:11 Re: Kotek... [*] ;(

Femka pisze:
Agn pisze:
Ale, żeby Was uspokoić napiszę, że gdyby to mnie lub w mojej obecności, przydarzyła się taka sytuacja, to ja bym jechała,...

całe forum odetchnęło z ulgą.


OT.
Czy Ty masz jakiś rodzaj obsesji na punkcie tego, co i jak piszę? 8O
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt paź 22, 2010 12:14 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:Beliowen - ale tu się aż prosi, by wstawić ten cytat:
ManfredkotTusi pisze:Do tego wszystkiego brakuje jeszcze opisu... jak wyglądał kotek po wypadku...


Co by nam to dało? Żaden wet nie zdiagnozowałby kota na podstawie opisu w necie (w dodatku sporządzonego przez laika), my również nie byłybyśmy w stanie niczego stwierdzić.
Ostatnio edytowano Pt paź 22, 2010 12:15 przez vega013, łącznie edytowano 1 raz

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Pt paź 22, 2010 12:15 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:OT.
Czy Ty masz jakiś rodzaj obsesji na punkcie tego, co i jak piszę? 8O

całe forum ma
we wszystkich wątkach.
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Pt paź 22, 2010 12:18 Re: Kotek... [*] ;(

Osobiście bardzo szanuję wiedzę i chęć pomocy Agn.

Byłoby bardzo niefajnie, gdyby w tym wątku, absolutnie nie dotyczącym hospicjum Agn, zaczęła się dyskusja na Jej temat. Proszę, wróćmy do sprawy, o której traktuje wątek.

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Pt paź 22, 2010 12:22 Re: Kotek... [*] ;(

Pisząc powyższe miałam raczej na myśli celowy i sado-masochistyczny wzrost napięcia i dramatyzmu... te zmiażdżone łapki, czaszka, jelita poza kotem...
Ironizuję... ale nadal twierdzę, że nie powinno się zakładać takiego tematu na forum publicznym.
Gdybym była moderatorem wyrzuciłabym go do kosza.
Teraz nie wiadomo czy pisać szczerze czyli... krytyka postępowania, czy bać się o autorkę...
Był jakiś czas temu głośny przypadek samobójstwa dziewczyny po "zaszczuciu" na jakimś forum społecznościowym.
Zawsze o tym pamiętam i boję się dosadnie oceniać i krytykować kogoś... zwłaszcza grupowo.
Wielkie emocje!
Nigdy nie wiadomo w jakim stanie zdrowia psychicznego jest forumowicz.
Temat do kosza, jest niebezpieczny, tak uważam.
12 stycznia 2014 mija rok od kiedy Tigra jest z nami :)

ManfredkotTusi

 
Posty: 913
Od: Czw cze 18, 2009 0:42

Post » Pt paź 22, 2010 12:25 Re: Kotek... [*] ;(

vega013 - niestety wypadki zdarzają się; może można było tego wypadku uniknąć, a może nie. Czym innym jest wypadek, a czym innym - nieudzielenie pomocy po wypadku.
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Pt paź 22, 2010 12:26 Re: Kotek... [*] ;(

ManfredkotTusi pisze:Był jakiś czas temu głośny przypadek samobójstwa dziewczyny po "zaszczuciu" na jakimś forum społecznościowym.

A potem okazało się że panna żyje, tylko zrobiła dwocip :roll: daj spokój...
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: CatnipAnia, Google [Bot], label3 i 77 gości