Dziś odwiedzili nas Paweł i Magda. Przyszli poznać nasze koty i być może w przyszłości zechcą wziąć któregoś do domu. Na początek wpuściliśmy ich do naszej "małpiarni", maluchy miały używanie. Mała Mi oczywiście wlazła na głowę, Mały Rysio zapomniał, że się boi i chyba mu nawet zostało, bo potem nie był już taki bojący (gdy wychodziłem z kociarni parę godzin później, to Rysio pozwolił się wygłaskać i mruczał z całych sił, a do tego walił najprawdziwsze baranki

). Lukrecja też się trochę ośmieliła. Jej oko wydaje się być już zdrowe, ale będzie jeszcze dostawać krople, żeby mieć pewność, że wszystko jest ok.
Potem nasi goście zajęli się Pyśkiem, który stał się bardziej śmiały i chyba nie jest już tak bardzo przerażony schroniskiem. Umieściliśmy go w izolatce z oknem i Pysiek spędza przed nim duuużo czasu obserwując spadające liście i przelatujące ptaki. Niestety na Pyśkowym nosie pojawiło się coś. Ciemna plamka. Jutro ma się okazać co to za cholerstwo.
Nasz nowy podrzutek też został wygłaskany, bardzo tego potrzebował. Paweł i Magda nadali mu imię Michaś. Michaś jest trochę brudny, co jest trochę dziwne, bo trafił do nas w kontenerze wraz z budką i sądziliśmy, że to kot-domator. Michaś ma trochę dziwne objawy: czasem rozjeżdżają my się tylne łapki, tak, jakby się ślizgał. Nie dzieje się to cały czas, ale da się to od czasu do czasu zauważyć. Czy ktoś ma jakiś pomysł, co to może być? Wydaje się, że Michasia nic nie boli, zachowuje się normalnie. Dwa dni temu był odrobaczany.
Jak tylko nowe maluchy dojdą do siebie, to pewnie pomyślimy o połączeniu ich z resztą młodziaków. Będzie im weselej razem, a my będziemy mieć więcej miejsca na nowe (bo prędzej czy później będą) koty. Ale najpierw całą piątkę czekają testy FIV/FELV. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko było ok.