Meonik od wczoraj przestał wymiotować, przy czym od wczoraj godz. 10 był pod działaniem 24 godzinnego środka p/wymiotnego. Poprzednio wymiotował przed upływem tego czasu, dziś o godz. 10 minęła doba i jak wiem od matki - nie rzygał. Baytrill podobno dobrze leczy trzustkę, chyba wetka znowu trafiła. Meo zameldował się rano w kuchni na śniadaniu, nie wiedziałam, czy mu podać, bo wetka kazała go przegłodzić 24 godziny, a ja wczoraj dałam mu trochę gotowanego kurczaka

. Śniadanko (drobno pokrojony kurczak gotowany, bo w pysiu jest zmiana) został wchłonięty i pawia nie było. Czekamy na wyniki badania krwi w kierunku trzustki, gdy tylko przyjdą wetka ma dzwonić.
Od jutra mam podawać 2,5 mg Encortolonu co drugi dzień (sprawa kłopotów z oddychaniem i tym czymś), płukać jeszcze troszkę dalej Ringerem
z mleczanami (trzustka podobno lubi mleczany, wczoraj u dr Małgosi dostał 200 ml pod skórę. Jeżeli wyniki wątroby są OK, a są - to można taki płyn podać.). Cerenię mam jeszcze podawać 2 doby, Baytrill dalej i osłonowo na brzuszek 1/4 Famogastu dopyszcznie (gdy ustaną wymioty). I tak czekamy sobie na wyniki z Laboklinu.
Lizio mnie zachwyca swoją pomysłowością i tym, co mu z niej wychodzi. Nie raz ryczę ze śmiechu, bo pierdółka sama nie wie, co jak działa. Przede wszystkim to, gdy chce sobie podrapać kanapę - jedną, starą moją pozwalam. Liziako podchodzi, siada, zahacza łapki i zapomina, że nie ma dywanu i jest ślisko. I tu następuje wjazd kociego tyłka pod kanapę, łapki zostają drapiące, lądowanie na plecach i zdziwione pysio kota. No jak to się stało? Gdzie podziało się tarcie? Dziś rano już zaczął wylizywać owocową galaretkę, pokrojoną już w kostkę jako deser. Białe, drobne winogrona działkowe też są bardzo dobre. Tylko potem trzeba wypuścić pawia z pestką i skórką

. Oprócz tego, że Lizak nie miauczy (rzadko), on pięknie gada, ale są to raczej jakby wzdechnięcia (kocie). W ogóle jest gadatliwy, często sobie tak wzdychamy. Do tego Lizak biegnąc zwykle wydaje z siebie takie śmieszne odgłosy - kojarzy mi się to z tymi, jakie filmowi apacze (indianie) wydawali z siebie podczas swoich "akcji" jadąc na koniach. Gdy słysze takie coś, to wiem, że Lizak dokądś leci czyli ewentualnie zaraz będzie ślizg hamowania, albo syk Hugcia w stylu "odp..ol się gnoju"

.