poprzedni tydzień to był jakiś koszmar.
5 kotów (Nutka, Wiola, Marcelinka, Marcelek i Marysia) okropnie się pochorowały. Zaczęło się od Nutki, która w sobotę zwymiotowała i miała biegunkę...a potem poleciało po kolei. Poza Mgiełką, która mieszkając z całą tą bandą w pokoju, ani troszeczkę nie zachorowała.
Nie wiem co to było, objawy jak w pp (biegunki, wymioty, brak ochoty na jedzenie). Dodam że wszystkie te koty są podwójnie zaszczepione a ja nie przyniosłam do domu żadnego nowego chorego kota. Dziwne było to że żaden nie miał gorączki, nawet stanu podgorączkowego a ich qoopy w konsystencji zółtej wody w ogole nie śmierdziały....po kilku dniach walki, siedzenia godzinami w lecznicy z 5 kotów na kroplówkach- nagle w piątek jak ręką odjął i wszystko wróciło do normy
Dwóm nieszczepionych kociakom, z obniżona odpornością, zmagającymi się z kocim katerem i grzybicą, nic nie dolegało. Byly tylko w innym pokoju, ale w sumie co to za kwarantanna.
Niestety Lusia i Lucek nie mogą wykaraskać się z choróbsk. Znów mają zaklejone oczy, znów kichają a Lucek znów się bardziej rozdrapuje. Niestety grzyb potwierdzony i to jakiś tam tryphpyton (czy jakoś tak)
Najgorsze, że nie mam teraz za bardzo miejsca żeby je izolować...powinnam Luskę i Lucka od reszty kotów i na odwrót

Strych już odpada z tymczasowania z powodu zimna.