Oj co to to na pewno nie.... Dziś ponieważ Jerz mi kaszlał w ucho poszłam spać z Fadkiem do drugiego pokoju i dopiero teraz zobaczyłam, co nasz kot potrafi odstawić, jak nie jest trzeci w małym łóżku, a drugi w wielkim... Najpierw zrobił sobie drapaka z mojego podgłówka, rozkosznie mrucząc próbował drzeć okolice mojej głowy, szturchnięty ręką natychmiast zdecydował się nie przepuszczać takiej okazji i zbarankował kilkukrotnie moją dłoń, od razu rozkręcając motorek, potem położył się bliziutko wciskając pysio w moją twarz i żądając głaskania... kilkukrotnie nurkował pod kołdrę, zafascynowany ciemnością pod nią, a jak zaczęłam przysypiać po takich półgodzinnych pieszczotach (o szóstej rano!), zawinęłam się w kołdrę, to nagle okazało się, że Fadek uznał moją dłoń znikającą w ciemności za świetny cel i poczułam siłę czterech opazurzonych łap i kłujących ząbków
Udało mi się nie wrzasnąć, nie budząc reszty domowników, struchlałam licząc, że moja bierność Fadka zniechęci, wytrzymałam jeszcze jeden atak, po czym Fadek wskoczył na parapet i chyba bardzo spodobały mu się odblaski świtu w moich leżących tam okularach, bo trzepnął je łapą i poleciał za nimi na drugi koniec pokoju, żeby kontynuować zabawę...
Ja nie widzę w ciemności tak świetnie jak on, więc świecąc sobie telefonem ruszyłam na poszukiwanie moich szkieł, wyciągnięta ręka z telefonem - ho ho, takiej okazji nie można przepuścić! Jak trzepnął z baranka, to po nocy jeszcze musiałam szukać telefonu pod łóżkiem, bo przecież za te kilka godzin, jakby dzwonił budzik gdzieś spod ziemi, to zamordowałabym tego małego terrorystę...
My wiemy, co on tam miauczy, jak jest w drugim pokoju "Gińcie, niegłaszczący!"...