Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie paź 10, 2010 16:28 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

ruru pisze:W tej lecznicy wciąż ratuje się porzucone koty
i nigdy nie odmawia pomocy
bez znaczenia czy jest to ragdol czy burasek bez łapki
miedzy innymi dlatego CoolCaty
została Kociarzem Roku...

rozumiem :)

catani

 
Posty: 747
Od: Wto sty 22, 2008 13:49

Post » Nie paź 10, 2010 16:30 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

kiche_wilczyca pisze:Ja tak delikatnie zaznaczę jedną rzecz, pamiętajcie, że CoolCaty nie było przy przyjmowaniu kota do lecznicy

A czy ja napisałam CoolCaty?
Jak zabierałam obcego kota zostawionego w lecznicy do uśpienia, poprosiłam właścicielkę o podpisanie zrzeczenia się kota na moją rzecz i dla mnie było to oczywiste.
Nie chodzi o czepianie się kogokolwiek, raczej o wyciągnięcie wniosków na przyszłość.

Kim jest CC i co robi, doskonale wiem, rzadko piszę na kotach, ale czytam dużo :wink:
Obrazek

Olivia

 
Posty: 4464
Od: Czw mar 20, 2003 20:51
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Nie paź 10, 2010 16:34 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

kiche_wilczyca pisze:
dalia pisze:
62jadwiga pisze:I znowu bark odpowiedzi, czy to nie jest żałosne? Najlepszą obroną jest napisać , że ktoś pisze bajki i jest żałosny. Wygladało, że jest Pani doskonale poinformowana, nawet chip Pani sprawdziła.

Szanowna Pani, doceniam Pani żarliwą obrone hodowcy ale nie potrafie zrozumnieć jak to się stało, ze kot zawieziony na diagnostyke zostal w lecznicy - toż pobranie krwi, moczu, zrobienie rtg i usg oraz czego tam jeszcze trzeba nie wymaga pozostawienia kota poniewaz zajmuje tylko troche czasu (moze ze dwie godziny)

Też mnie to zastanawia ....


Mnie w lecznicy, gdzie leczę zwierzęta znają, no cóż czasem i spanikuję, pojadę z drobnostką. Maja moje dane, numery telefonów, nie jestem anonimowa, płacę gotówką, zwierząt na diagnostykę nie zostawiam, nękam telefonami jak mnie coś niepokoi. Nie wiem jakbym się zachowała przyjmując kota nieznanej mi osoby na diagnostykę, bo kto za to zapłaci. Zostanie wykonany np. mocz, morfologia, rtg, usg, a właściciel np. nie wróci, albo przyjdzie i powie, że on nie chciał tych badań i nie zapłaci. A dane osobowe, telefon.... zawsze można zmyślić. Albo nie podać.
Mam nadzieję, że biedny kot jest jednak diagnozowany. Szkoda, że CC nie udało mu się pomóc.

dorobella

 
Posty: 5399
Od: Wto sty 06, 2009 19:52
Lokalizacja: T.G.

Post » Nie paź 10, 2010 16:58 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

O jakiej diagnostyce ta kobieta pisze?!

Siusiu zabieramy z sobą, pobranie krwi trwa góra 3 minuty. Zrobienie rtg i usg oraz czego tam jeszcze Pani Ania zleca do wykonania w innej Lecznicy bo zwyczajnie nie posiada takiej aparatury. (jeśli się mylę niech mnie ktoś poprawi ale jakiś czas temu chciałam wykonać USG mojej kotce i zostałam odesłana do innej lecznicy)!!

Więc co ta wetka miała diagnozować? zawartość siusiu w siusiu?

Po co kot został w lecznicy :evil:

Już pisałam, gdyby to dotyczyło kota z naszej hodowli pięknie podziękowała bym za zainteresowanie i powiadomienie.I chwała Pani Ani za to, że chciało jej się szukać właściciela dzwoniąc do hodowli.
Obrazek
PRAWDZIWE NEVY NIE MAJĄ W RODOWODZIE SOMALIJCZYKÓW!!!

NASZ WĄT: viewtopic.php?f=1&t=145040&start=780

Szura-najmysi mama

 
Posty: 10072
Od: Pon sty 22, 2007 19:46
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 10, 2010 17:40 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

Witam!
Obawiam sie niestety że to ja jestem powodem całego tego zamieszania.Niestety to ja przyjełam tego kota do lecznicy i nie zrobie tego juz nigdy nawet jesli bedzie to sprawa życia i śmierci zwierzaka.Kot jest własnością znajomej jednej z pracownic naszego centrum,Pani zrozpaczona zadzwoniła do niej z prosbą o pomoc ponieważ ma trudną sytuację i nie ma co zrobić z kotem gdyż ten sika wszedzie a mążą pani ma tego dość i powiedział,że albo kot albo żona.Więc się zgodziłam,żeby do nas przyjechał.Od Włascicielki dostałam informację,że kot został przebadany i nie stwierdzono chorobowych przyczyn jego zachowania.Własciclieka probowała wszystkich znanych jej sposobów rozwiązania tej sytuacji poczynając od zakupienia feliway'a po założenie kotu obroży z feromonami.niesteyt skutkowało to na krótki okres czasu.nie zostałam jednak poinformowana o tym że kot został wycofany z wystawy gdyz jest chory (jak pisze Włascicielka) i nie dostałam także żadnych wyników wczesniejszych badań i dokumentacji obecnego leczenia.Nie było mowy o balszej diagnostyce kota a bardziej o jego obserwacji gdzyż poinformowałam Panią ,że do momentu kiedy kot nie bedzie mógł biegać luzem po gabinecie bedzie siedział w klatce,a potem sie zobaczy i jeżeli bedzie sikał to może konieczne bedzie wkroczenie z lekami przeciwdepresyjnymi.I to ja zapytałam Panią (bo od Niej nie dostałam takiej informacji)czy jeśli sie okaże że kot nie sika to kot wraca do niej jednoczesnie powiedziałam,że znalezienie kotu domu sikającemy po katach bedzie bardzo trudne jeśli nie niemozliwe.
dla usprawiedliwienia Własciclki moge powiedzieć ,że nie odbyło sie to tak jak sugerują niektórzy że Pani zostawiła kota i wyszla z uśnmiechem na ustach bo zostawienie gdziekolwiek kota którego sie miało ponad 2 lata jest tragedią i dla własciciela i dla zwierzaka.
Może nie dogadałyśmy się z Panią do końca albo ja coś źle zrozumiałam ale wydaje mi się że jeżeli ktoś jest postawiony w taki sposób pod ściana jak ta Pani to chce żeby znaleść kotu dom.
Przykro mi także ,że szarga się tutaj dobre imię CC ,gdzyż wszyscy dobrze wiedzą co ona robi i jakie mamy podejście w gabinecie do kocich i psich nieszczęść.

tantima

 
Posty: 22
Od: Nie paź 10, 2010 17:11

Post » Nie paź 10, 2010 18:03 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

O - Anka - witaj na forum - szkoda, że w takich okolicznościach :(

Do Olivii - masz rację - zrzeczenie powinno zostać podpisane - sprawy by nie było. Koniecznie muszę mieć gotowe druki w lecznicy i podpisywać je przy kazdym porzucanym zwierzaku. Dobra i mądra rada - dziękuję.

Do Pani 62jadwiga - myślę, że powinna Pani ustalić dokładną wersję wydarzeń z Panią z Łodzi. Byc może nerwy nie pozwalają jej na przekazanie fatycznych informacji, a ja nie watpię w to, że wierzy Pani w dobre chęci swojej znajomej. Książeczka zdrowia kota była zostawiona z kotem. Tylko co to zmienia? Świadczy o tym że na pewno miał być porzucony, czy o tym, że na pewno nie miał być porzucony? Książeczki zdrowia nie miał jakiś Pan. Książeczka zdrowia była u mnie w domu. Zabrałam ją wczoraj ze sobą, żeby mieć z niej dane podczas szukania domu porzuconemu kotu. Wiedziałam, że miłośnicy rasy będa dopytywac mnie o dane z tej książeczki. Kiedy kot został przekazywany pani hodowczyni, została przywieziona taksówką ode mnie z domu, a ten Pan, to mój partner z którym mieszkam i który książeczkę przekazał taksówkarzowi.
Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na Pani post w ciągu kilku minut, ponieważ pracuję. Dziś tylko do 18-ej.

Niestety jesteśmy lecznicą, w której można zostawić zwierzę, kiedy się go nie che. Nie mamy z nikim żadnej umowy. Koszty pokrywamy z własnych pieniędzy lub pieniędzy zebranych do specjalnej skarbonki w lecznicy. Mam z tego powodu sporo problemów w pracy, bo bezdomne i porzucone zwierzęta zajmują klatki, które są przeznaczone do płatej hospitalizacji zwierząt włascicielskich. Próbujemy z tym walczyć, obiecujemy sobie, że nie przyjmujemy więcej zwierząt. Ustalamy z tantima, że żadnych zwierzat więcej, że schronisko i potem się łamiemy. Po takich akcjach jak ta ja żałuję, że się łamię.

Bardzo chciałabym żeby na tym wątku wypowiedziała się jeszcze i przedstawiła swój punkt widzenia Pani hodowczyni z Łodzi. Zależy mi, żeby pojawiła się tu jej wypowiedź. Po tym chciałabym wątek zaknąć. I tak najprawdopodobniej sprawa znajdzie swój finał w sądzie - tak obiecała i Pani hodowczyni, więc to sąd zadecyduje, czy miało miejsce przywłaszczenie zwierzęcia przeze mnie czy nie. O to mam być posądzona.
My naprawdę nie potrzebujemy zwierząt do adopcji, mamy ich aż za dużo.

EDIT: Dzowniła do mnie dzis Pani z macierzystej hodowli kocurka. Przedstawiłam jej dokładnie obie wersje wydarzń: moją i pani, u której jest kocurek. Z rozmowy z nią wypłynęła mi jeszcze jedna kwestia, którą chciałabym wyjaśnić. Kot nie by odbierany w asyście policji. Policja nie mogła przyjechać, bo nie miała wolnego radiowozu.

CoolCaty

 
Posty: 7701
Od: Śro sie 10, 2005 22:02
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 10, 2010 18:16 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

Witaj Aniu Zmienniczko :1luvu:

Nooooo, szanowana pani Jadwigo, może więc pani wyjaśni swoje stanowisko w tej sprawie?? Czy też tutaj nastąpiło zbytnie przekoloryzowanie?? Bo jak dla mnie, to pani wypowiedź zakrawa na bezczelne kłamstwo. Uważa się pani za zaprzyjaźnioną z właścicielką kota? No jak ona ma takie koleżanki i przyjaciółki..... z takiej hodowli NA PEWNO kota bym nie wzięła. I w przyszłości, jak będę chciała brać ragdoll, to tę hodowlę ominę szerokim łukiem.....
Pycha kroczy przed upadkiem. A za upadkiem kroczy śmieszność... :mrgreen:

WarKotka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19066
Od: Pt lip 31, 2009 20:39
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 10, 2010 18:27 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

Jak dla mnie tłumaczenie Pani to kompletna farsa. Jak się zrobiło głośno trzeba było jakoś bronić honoru hodowli, szkoda że tak nieudolnie.

Jak dla mnie sprawa jest oczywista:
1. Nikt nie przyjął by kota na hospitalizację do lecznicy z powodu sikania poza kuwetą. To nie jest przypadek który wymaga stałej opieki, kroplówek, a takie koty są przyjmowane do lecznicy na leczenie. W takich przypadkach jak ten robione są potrzebne badania, przede wszystkim mocz, krew i kot wraca do domu.

2. CC kontaktowała się z hodowcą przy świadkach. W wyniku kompletnego braku zainteresowania i biorąc pod uwagę że kot przestraszony, wciśnięty w kąt, nie je, nie pije, nie załatwia się podjęła decyzję o konieczności znalezienia mu DT bo odbijało się to na jego zdrowiu.

3. Jak dla mnie przesądzający jest fakt sposobu szukania DT, gdyby CC chciał przywłaszczyć zwierzę, jak tu było sugerowane, zakładała by wątek na dwóch publicznych forach i nagłaśniała sytuację, czy pisała by apele o pilny DT żeby ratować kota, chyba nie, przecież takie rzeczy robi się chyba po cichu. I z pewnością nie poszukiwała by hodowcy.

Jak dla mnie bardzo nieudolne próby hodowcy oczyszczenia się z zarzutów...

gosiaa

 
Posty: 22354
Od: Sob lut 10, 2007 18:59
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 10, 2010 18:30 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

Jest jeszcze jedna rzecz ,o której nie napisałam ...Jak sie zostawia na leczenie kota to sie nie płacze.przynajmniej ja tego nigdy nie widziałam.(pomijając zabiegi chirurgiczne a tu o takowymnie było mowy)

tantima

 
Posty: 22
Od: Nie paź 10, 2010 17:11

Post » Nie paź 10, 2010 18:31 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

tantima pisze:Jest jeszcze jedna rzecz ,o której nie napisałam ...Jak sie zostawia na leczenie kota to sie nie płacze.przynajmniej ja tego nigdy nie widziałam.(pomijając zabiegi chirurgiczne a tu o takowymnie było mowy)

pierwszy raz od momentu czytania tego wątku się roześmiałam...;)
Pycha kroczy przed upadkiem. A za upadkiem kroczy śmieszność... :mrgreen:

WarKotka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19066
Od: Pt lip 31, 2009 20:39
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 10, 2010 18:39 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

gosiaa pisze:
3. Jak dla mnie przesądzający jest fakt sposobu szukania DT, gdyby CC chciał przywłaszczyć zwierzę, jak tu było sugerowane, zakładała by wątek na dwóch publicznych forach i nagłaśniała sytuację, czy pisała by apele o pilny DT żeby ratować kota, chyba nie, przecież takie rzeczy robi się chyba po cichu. I z pewnością nie poszukiwała by hodowcy.

Jak dla mnie bardzo nieudolne próby hodowcy oczyszczenia się z zarzutów...


zgadzam sie z przedmówczynią, nastąpiło oczywiście niedokładne zrozumienie sie stron (przynajmniej z tego co przeczytałam tak wynika) ale zdecydowanie nie można tu mówić o przywłaszczeniu sobie kota!! CC na sercu leżało dobro kota, w tym celu dzwoniła do hodowli i właściciela kota, starając sie wyjaśnić sytuację. Myślę że żaden sąd nie wyda skazującego wyroku za dobre chęci.
Interesuje mnie jeszcze jedno, pytanie na które ani właściciel kota ani "osoba postronna znająca właściciela" nie odpowiedziała, dlaczego kot został w lecznicy? dla zdiagnozowania sikania poza kuwetą? no proszę, przecież to idiotyzm! tym bardziej że pozostawienie tam kota tak bardzo było dla niego stresujące.
Obrazek Obrazek Obrazek
Koty są stworzeniami skończonymi, reszta świata jest wadliwa, taki jest obiektywny stan rzeczy. Jerzy Pilch
wyprzedaż szafy, zapraszam :)

gosikbaum

 
Posty: 2807
Od: Pt sty 30, 2009 21:43
Lokalizacja: łomianki

Post » Nie paź 10, 2010 18:48 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

Chciałabym zapytać czy właścicielka opłaciła opiekę i noc w lecznicy?
Basienia
 

Post » Nie paź 10, 2010 18:49 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

Załamka... Cool Caty, przykro mi w zw. z całą tą sytuacją. Wiem, ile robisz dla zwierzaków i posądzenie o przywłaszczenie... Eh... Wygląda na koszmarne qui pro quo i mam wrażenie że jeśli opadną emocje sprawa nie musi się skończyć w sądzie. Mam nadzieję że właścicielka kota ochłonie, przemyśli i zrozumie tok wydarzeń.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Nie paź 10, 2010 18:59 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

Basienia pisze:Chciałabym zapytać czy właścicielka opłaciła opiekę i noc w lecznicy?


Nie, ale ja tego nie wymagałam. Pani chciała zapłacić za leczenie kota, ale ja odmówiłam, bo leczenia nie było. Nie było za co płacić, bo kot nie miał nic robione. Nie bierzemy pieniędzy za pobyt zwierząt bezdomnych w lecznicy, a tak odbierałam to zwierzę.

CoolCaty

 
Posty: 7701
Od: Śro sie 10, 2005 22:02
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie paź 10, 2010 19:04 Re: Rasowy ragdoll porzucony w lecznicy - odebrany przez hodowcę

taaa, kot nie dostał jeść i pić - dziwne, bo sama mu dawałam miseczkę, głaskałam, prosiłam, żeby cokolwiek zjadł i cieszyłam się jak dziecko, kiedy polizał DWA RAZY sos z saszetki...
Kot miał zostać na leczeniu? ok. Tylko, że jakby to był mój Georg - zwykły dachowiec, to bym albo siedziała z nim, albo wisiała non stop na telefonie. Przez cały dzień nikt nie przyszedł, nikt nie zadzwonił, żeby zapytać jakie badania, jakie wyniki, cokolwiek... Kot przerażony, wciśnięty w ścianę w klateczce - zaiste zajebiste warunki do terapii czego? sikania?
Ludzie, o czym my tu mówimy?

CoolCaty nie chciała zakładać wątku, bo spodziewała się awantury, jak widać - miała rację. Ale dzwoniła do "hodowcy" - z tym, że już nie wiem do kogo - tam, gdzie kocurek się urodził czy do ostatniego opiekuna (hodowcy?), ale chyba do pierwotnego bo nie u nas w Łodzi, tylko na Śląsk o ile pamiętam. Przy mnie i moim TŻ-cie. Otrzymała informację, że hodowca pierwotny nie jest w ogóle zainteresowany kotem... Dlatego wątek powstał. Bo ten kot nie miał czasu. Nie jadł, nie pił, nie załatwiał się. Każdy z nas zrobiłby to samo. Żeby ratować. I w rzyci mam Panie Hodowczynie, dla mnie - kot został porzucony, zostawiony na pastwę własnej psychiki.

CoolCaty - kolejny powód, żeby mieć dużo różnych wersji oświadczeń, do podpisania przez opiekunów. Bo jak widać - na ładne, choćby i zapłakane, oczy to tylko w trąbę można dostać... Jeśli sprawa trafi do sądu - jestem.

btw, witaj na miau, Aniu Zmienniczko
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: puszatek i 158 gości