» Pon lis 08, 2010 14:23
Re: DZIAŁKI NA JAGIELOŃSKIEJ KOTY CODZIENNIE CZEKAJĄ NA PAPU !
Witam,
Dorota pisz do Ciebie ten liścik z prośbą o wklejenie na wątek, który prowadzisz. Nikt tam wprawdzie nie zagląda oprócz osób zainteresowanych czyli Ciebie, Iwonki i oczywiście Karoliny.
Pragnę bardzo podziękować Karolinie za pomoc w karmieniu kotów. Ten jeden dzień co mnie odciąża przy dokarmianiu - to przeznaczam na szybki powrót do domu , obrobienie domowników kocich i zrobienie zaległości w pracach domowych . a sama wiesz jak to u mnie wygląda.
Mam okropny stres bo zaczynają mi chorować moje koty domowe. Każde z nich jest po jakiś przejściach i to niestety teraz wychodzi. Pazurek z białaczką czuje się gorzej – jeżdżę na kroplówki , ale niknie w oczach. Niby 8 lat jest u mnie – ale ja bym chciała by jeszcze żył. To samo z Pchlarzem – nagle przestał jeść – i znów ciągła walka o przetrwanie – nerki chore – bladość – małe szanse. Kroplówki, zastrzyki …ale zaczął sam jeść . Może pokona chorobę ….już chyba sama przestaję wierzyć – ale nie - jeszcze mam nadzieję, że się uda. Wracam do domu ok.12 w nocy i padam. Pazurek pod Urzędem Wlochy jadł mech i wybierał patyczki – zabrany , wycieńczony , z okropną wszawicą – przetrwał dzięki swojej sile, woli walki lekarzy – myślę, że gdzie indziej by go uśpili ( był cały w pchlach i wszach – nie miał siły się drapać i bronić – do dziś ma gołe placki na skórze – tak był wyżarty ) Co jadł to biegunka – cała lazienka zabrudzona - tak walczyliśmy i przetrwaliśmy to – i udało się – je karmę intenstinal ale żyje – a teraz …. Nie chce mi się nawet myśleć ,że nie pokona choroby i żal, że tak się przytula , tak oczekuje dobroci – jest u mnie tylko 2 lata ,ale dobre i dwa lata w cieple – ale tak mi trudno.
Z działki wyłapałam koteczkę z chorym oczkiem – już jest po sterylce , ale oczko będzie zarośnięte nic się nie da zrobić. Jest jeszcze kilka do wyłapania i kotka z 2 kociakami – kiedy to robić.
Bardzo pragnę podziękować Iwonce za pomoc w sprzątaniu u Zofii i oczywiście za wspomożenie działkowych kotów w saszetki kitte kata i 2 worki puriny urinary . Jakie one były szczęśliwe jak jadły te saszetki – oczywiście je oszukiwałam i kładłam tylko na wierzch, żeby na dłużej starczyło ale to zawsze jest delikatniejsze od puszek whiskasa i tych tańszych. Mlaskanie jak trzeba odchodziło – zostały odrobaczone i akcję muszę powtórzyć.
A teraz piszę jeszcze w sprawie ….ważnej dla mnie, muszę założyć fundację – może będzie jakieś wsparcie bo koszty utrzymania tych zwierząt to kwota ok. 3,5-4 tys. Miesięcznie na samo jedzenie a leki, leczenie – cała moja pensja idzie na koty.
Lepsze by było stowarzyszenie ale tu potrzeba 15 osób a ja z Dorotą zorganizujemy ok. 7 – może są dobre dusze, co chcą być wpisane – ja i tak wszystko zrobię .
Pozdrawiam Iza P.