

Mnie przeraża podawanie psychotropow, bo Dziadź ma tę dziurę w podniebieniu i walczy przy podawaniu, zawsze się boję, że mu do nosa wepchne lek i uduszę.
Oj, spojrzalam na niego właśnie, lezy na pleckach, ale w kłębek zwinięty, łapiny długie zaplątane jak węzeł żeglarski.
Co za dzień dziś paskudny, ledwo się z łóżna zwlokłam, mózg nie działa, kawa nie pomaga, a pracować powinnam. Niefajnie, tyle, że zielono za oknem i ptaki szaleją.
Na podwórku mamy nowe coś, karmicielka podejrzewa, że kotka w ciąży, dałam jej transporter i obiecałam odwieźć, ale już widzę, że jestem też do łapania zaplanowana, a mam fazę buntu, przy poprzednich kotach, a ostatnio, seria zapoczątkowana Dziadziem, ciągle znajduję dorosłe i, cóż, niezwykle kapitałochłonne koty, które kastruje, leczę, przy obietnicach pomocy ze strony karmicielek, które potem jakoś dziwnie zapadają na amnezję.
Mam dość, w ogóle, Koneser mnie załatwił, nie mam siły się w nic angażować. Może to minie z czasem, ale póki co muszę o domowe zadbać, Koń i Waler szczepienia ostatnie mieli wstyd powiedzieć kiedy, Dziadkowi też muszę przegląd skończyć.