totalna załamka; zamiast przyjechać dzisiaj z jednym kotem do domu przywieźliśmy dwa - czyste szaleństwo, ale nie mieliśmy wyjścia;
kotkę z miotu karwińskiego mieliśmy odebrać z Wrzeszcza z ulicy Partyzantów; po drodze na skrzyżowaniu ulicy Słowackiego i Obywatelskiej wypadł nam pod nogi ok 2 - miesięczny czarny koteczek, zamiauczał do nas i zaczął spokojnie udawać się w kierunku dość ruchliwej ulicy

;
wzięłam kociaka na ręce, a ten zaczął natychmiast głośno burczeć

; szukaliśmy matki, rodzeństwa, pytaliśmy w okolicy ludzi, i nic; kotek zdawał się samotny
no i zabraliśmy nieboraka do kontenerka;
do tego samego (nie mieliśmy oczywiście większej ilości

) zapakowaliśmy szarą koteczkę; koty na siebie nafukały i zaczęły się gramolić i podgryzać; jeden z nich - nie wiemy który - puścił pięknego wymiota

;
i tak wracaliśmy najpierw kolejką, a potem autobusem z zarzyganym (dodam, że cuchnącym na odległość od tego wymiota) transporterem z dwiema wydzierającymi się koteczkami
no i co teraz

może ktoś mógłby zabrać choć jednego
...tak tylko pytam

a jeszcze wyszło dzisiaj, że nasza najstarsza kotka ma podwyższony mocznik; na razie mamy przejść jedynie na renal, a za dwa tyg. powtórzyć chemię - bardzo się martwimy