Po prawdzie nadając imię Skarpettcie nie miałam pewności co do płci, a jako koty z założenia nie_moje_domowe, nie miały wielkich szans na imię dziedziczone po moich osobistych krewnych i powinowatych, ze względu na nie dość dogłębną analizę charakterów, więc poszłam na łatwiznę i dałam imiona po wyglądzie. Skarpetta ma piękne skarpety, by nie rzec pończoszki wystające spod cullotów, a Edek jest rudy jak rydz i śmigał po ulicy:) Fakt, że skarpeta zasadniczo jest rodzaju żeńskiego, Kay Scarpetta również, ale skoro może być ten walizek, to ten Skarpetta też.
A teraz będzie straszna historia
Dom jest obrośnięty zielskiem, po każdej ścianie coś się pnie, łącznie z bluszczem i dzikim winem. Od lat w tymże zielsku mieszkają rozmaite ptaszki i wiedząc, że tam są gniazda i inne miejsca noclegowe nie zwracamy uwagi na szelesty i podejrzane ruchy listowia. Jednak w tym roku z grubego pnia bluszcza skorzystał szczur i wlazł nam do domu. Początkowo dziwne hałasy były traktowane jako duchy i kuny, bo dom dość stary, drewniane stropy itp, więc drewno pracuje produkując duchy, a na strychu czasem rozrabiają kuny, więc nikt się nie przejmował, tym bardziej, że odkąd tu mieszkamy nigdy nie było szczurów i tylko jeden raz odwiedziła nas myszka polna.
Czasem koty zachowywały się jakby coś zobaczyły, ale jak wiadomo każdy kot widzi ciała astralne i ektoplazmę, więc nie ma się czym przejmować, nawet jeśli stoliczek zacznie pukać nóżką a talerzyki wirować. Jednakowoż pewnego dnia zniknęło mydło z mydelniczki pozostawionej na brzegu wanny. W pierwszej chwili podejrzenia padły na domowników, że zrzucili, nie ponieśli, gdzieś wpadło. Ale mydła na podłodze nie było. Nie miałam zamiaru przetrząsać śmieci, wyciągnęłam nową kostkę. Następnego poranka mydła w mydelnice nie było. No więc opieprzyłam syna, żeby nie robił głupich dowcipów, położyłam następną kostkę. Syn twierdził, że mydła nie brał, a następnego ranka znów mydła nie było. Czwartą kostkę znalazłam na podłodze, gdy weszłam do łazienki nad ranem, a na powierzchni mydła było widać ślady zębów.
Nie pasowały do szczęk legalnych domowników tak dwunożnych jak i czworołapych, przyzwoity duch może zdematerializować dowolną ilość mydła, jednakowoż śladów zębów nie zostawi, no więc uzyskaliśmy dowód, że w domu grasował intruz mydłożerca zakradający się do łazienki nad ranem. Czailiśmy się na niego, parę razy nam zwiał w podskokach, ale udało się go wyrzucić z domu, bo był uprzejmy uciec do kociego transportera. Po jakiś trzech dniach spokoju, gdy niemal wszystkie rozmowy w domu zaczynały się lub kończyły komunikatem "mydło jest w mydelniczce", niestety przyszedł ponury poranek, gdy mydło znów zniknęło.
Szczur powrócił.
W domu pełnym kotów i mydła czuł się jak u siebie, z dezynwolturą godną straceńca wynosił kolejne mydła. Łapek ani trucizn nie uznajemy, tym bardziej, że w domu koty różnej wielkości. Pogodziliśmy się z obecnością intruza, znajdując pocieszenie w myśli, że dzięki niemu wzrośnie średnia ilość mydła nabywanego w tym kraju i cały naród zyska na opinii.
Jednakże Krecia była odmiennego zdania w sprawie intruza, poza tym strasznie się nudziła, więc gdy uciekała od dzieci do innych pomieszczeń nie przeganialiśmy jej. I wczoraj wieczorem syn idąc do pracowni natknął się na nieżywego szczura na środku podłogi, a obok szczura siedziała dumna Krecia. Mąż zabrał zwłoki i wyrzucił, Krecia wysłuchała peanów na swoją cześć, dostała kawałek wołowiny w nagrodę, została wymiziana kolejno przez wszystkich, ale co chwilę biegała sprawdzić, czy przypadkiem jej zdobycz nie wróciła na miejsce.
Już się wydawało, że incydent z mydłożercą mamy za sobą, co mnie o tyle ucieszyło, że nie musiałam truchła oglądać, bo choć nie przepadam za wolnożyjącymi gryzoniami, to jednak nie lubię żadnych nieżywych zwierząt.
Dzisiaj rano jako pierwsza wyszłam na ganek, niewątpliwie troszeczkę zaspana miałam zamiar nasypać Edkowi i Skarpetcie frysek na śniadanie, pochyliłam się nad miskami i przez chwilę nie rozumiałam co widzę.
W dużej misce, starannie ułożony, leżał mydłożerca. Ten sam, co zaświadczył TZ oglądając obrażenia na truchle. I teraz nie wiem, czy chłopcy chcieli się nam podlizać małym kosztem, znaleźli trupa, więc udawali, że to ich dzieło, czy też znaleźli zgubę mamusi i jako dobrzy synkowie przynieśli, żeby się nie martwiła.
Tak czy owak, skończyło się na porządnym pochówku i tylko należy mieć nadzieję, że chłopcy jednak
nie będą chcieli bawić się w ekshumację.
PS
Dla niezorientowanych - Kay Scarpetta, która w pewnym sensie przyłożyła się do brzmiania i pisowni imienia Skarpetty, to medyk sądowy, patomorfolog, bohaterka serii powieści kryminalnych Patricii Cornwell
