Na Gabrysię się nie można gniewać, nawet jak mi się wspinała po gołych nogach wbijając pazury niemal do kości (a przynajmniej tak to odczuwałam

) i miałam już z bólu łzy w oczach, to tylko delikatnie koteczkę odczepiałam i stawiałam delikatnie "gdzies dalej". A jak wracała jak bumerang i zaczynała tortury od nowa, to nie potrafiłam na ten słodki pysialek nawet głosu podnieść

Mały kochany aniołeczek

Wybaczyłam jej nawet jak się po firance pod sufit wspięła i rozszarpała wszystkie motylki (takie z piórek) jakie miałam tam przyczepione, albo jak zrobiła dziury w połowie liści mojego kwiatka, jak stłukła butelke perfum i rozlała zawartość na całą łazienkę i przedpokój (ale jakiego pachnącego kotecka potem miałam

), czy kiedy wlazła do środka włączonego komputera i mnie niemal o zawał serca przyprawiła... Gabrysia

A podczas wszelkich zabiegów typu zakraplanie oczek, czyszczenie uszków, obcinanie zapurków, to jest całkiem grzeczna, tylko nie bardzo czasem potrafi usiedzieć na miejscu i się wierci strasznie. Mam nadzieję, że oczko juz w miarę ok...? Wczoraj rano się mała obudziła z takim załzawionym, a dzien wcześniej jeszcze sobie myślałam, że już oba oczka niemal identycznie wyglądają i się cieszyłam, że już tak dobrze jest

Może sobie zatarła, czy coś...? Oby się tylko nie pogarszało.