Anka pisze:Co będzie jak się o kota potknę? niestety nie mam lecznic z miejscem do przechowania kotów. Do schronu nie oddam. Modlę się, żeby się nie potknąć. Jeśli mimo to? Chyba jednak wezmę, zamknę w łazience i na kolanach będę błagać o DT. Oby takiej sytuacji nie było.
Ja się nie muszę już nawet
potykać.
W jakimś sensie `łatwiej` jest mi odmówić prośbie na PW. Gorzej, gdy dzwoni telefon, zwłaszcza od kogoś, kogo znam i lubię i kto deklaruje wsparcie na `podrzutka`. Zdecydowanie najgorzej jest, gdy kota widzę... Wypieram z pamięci dorosłe, nawet bardzo oswojone koty, o których wiem, że ktoś je karmi, że są wysterylizowane, że ktoś ich dogląda i da znać, gdy będą wymagały leczenia.
W Toruniu nie ma lecznicy ze szpitalikiem. Do schroniska, czy fundacji - nie oddam, zwłaszcza, że do mnie trafiają koty z tych miejsc. Jeszcze czasem podrzucę dziewczynom do fundacji dorosłego, zdrowego kota, który znikąd wziął się w jakimś miejscu, ale mam świadomość tego, jak wygląda sytuacja fundacji i chorego, wymagającego opieki kota nie dam im na głowę.
Mój dom i czas nie są z gumy. Finanse darczyńców również.
Jednak zauważyłam, że z czasem dopracowanie organizacyjne i logistyczne funkcjonowania takiego domu, jak mój, zajmuje mniej czasu, a jedne rzeczy pociągają za sobą inne.
Nie ma szkół, czy kursów, które by przygotowywały do prowadzenia takiego domu. Nie można zdobyć dyplomu z wyróżnieniem, po którym można by oceniać, jak ktoś zajmujący się takim stadem jest przygotowany do prowadzenia takiej działalności. Tego wszystkiego trzeba się niestety uczyć na `żywym materiale` - na sobie i na kotach, które ma się pod opieką. I jak w każdej pracy, a w tej nawet bardziej - żeby były efekty nie można sobie odpuszczać.
Problem polega a tym, że tak, jak z hodowaniem kwiatków - czym innym jest ich uprawa we własnym ogródku, hobbystycznie, a czymś innym prowadzenie gospodarstwa ogrodniczego. Ktoś, kto nawet świetnie się zna na swoim ogródku, nie jest od razu specjalistą od prowadzenia gospodarstwa na większą skalę. Ktoś, kto mając swoje kwiatki nie wyobraża sobie, jak można je hodować na iluś tam hektarach, nie może być decydentem w sprawach upraw na większa skalę.
To są dwie różne sprawy, choć dotyczą tych samych
kwiatków.