Fredziolina jeszcze ma momenty paniki, chowa się wtedy za łóżkiem ale po chwili wychodzi.
Tak dla uspokojenia cioć: te momenty paniki wynikają z temperamentu innych kotków, zdarza się np. że któryś nagle wystartuje jak rakieta i przeleci z jakimś indiańskim okrzykiem wojennym przez dziuplę.
Pozostałe reagują na te ekscesy różnie, niektóre nerwowo a niektóre ledwie oko otworzą, tak dla sprawdzenia, któremu to tym razem odbiła palma

.
Ten stoicki spokój wykazują z reguły moje koty, w końcu tyle tymczasów się przewinęło, że pewnie nic już ich nie zdziwi.
Pomijając te momenty paniki to z Fredzią jest coraz lepiej, w kuwecie nie zauważyłam obcych, niunia lubi spać na miękkich miejscach a wczoraj przyuważyłam, że sama zaczęła się bawić piłeczką.
Wcześniej tzn. już w niedzielę biegała za światełkiem z laserka ale za tym to wszystkie koty szaleją to nawet nie pisałam, ale że wczoraj sama zaczęła sie bawić to spory krok naprzód. Poza tym to co wyprawia ze swoim ciałkiem przy głaskaniu to przekracza ludzkie pojęcie, takie skręty i ewolucje wyprawia, że nadawałaby się do programu "Mam talent"

.
Ogólnie mówiąc jest przeeeesłoooodkaaaa
Klaruni wczoraj otwarłam boczne drzwiczki klatki, długo siedziała dalej w swojej budce w klatce ale jak potem zajrzałam to jej tam nie było, uciekła.
Pewnie któryś kot wskakując na parapet po drodze wskoczył na klatkę, ona się wystraszyła i uciekła.
Znalazłam ją za łóżkiem, odsunęłam trochę łóżko i leżąc d... do góry głaskałam, głaskałam i gadałam do niej. Na początku syczała na mnie ale poza tym zero agresji więc dalej głaskałam. Myślałam, że sama wyjdzie ale nie chciała więc odsunęłam bardziej łóżko i wyciągnęłam ją. Cała się trzęsła bidulka więc mocno ją przytuliłam do siebie i zaczęłam leciutko głaskać chodząc po pokoju. Głaskałam, gadałam do niej i po dłuższym czasie niunia się uspokoiła i nawet nie musiałam jej tak mocno trzymać bo sama siedziała na rękach. Jak usiadłam na łóżku to sama leciutko zeskoczyła z rąk (tak normalnie, bez paniki) sama podeszła do klatki, odnalazła te otwarte drzwiczki i weszła do środka.
Wieczorem już jadła nie czekając na to, aż pójdę spać chociaż dalej zmyka do budki, gdy chcę ją podejrzeć przy tym jedzeniu.
Rano znowu jej nie było w klatce tylko za łóżkiem i już nie wiem, czy trzymać ją w zamkniętej klatce (czasem w niej płacze) czy zostawić klatkę otwartą i pozwalać na to, by chowała się za łóżkiem.
Dodam jeszcze, że jak w klatce są otwarte drzwiczki to często wchodzą do niej inne koty, np. Tomcio czy Kropek, bo to takie kocie huncwoty, wszędzie muszą być i wszystko sprawdzić.
Otwierając drzwiczki klatki chciałam, aby Klarunia miała wybór: chcesz to bądź w środku albo wyjdź.
Może jednak powinnam ją dłużej potrzymać w zamkniętej klatce, jak myślicie?
Tak samo robiłam z Romeczkiem, po kilku dniach otwarłam mu drzwiczki żeby chłopak miał wybór.
U niego się sprawdziło, myślałam, że i tu się sprawdzi.
Nie wiem, może krople Bacha by jej pomogły a może po prostu czas, co będzie dla niej lepsze, jak myślicie?