Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie wrz 19, 2010 9:54 Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

Uwaga, dłuższy wstęp.

Nie biorę, bo nie umiem, jeśli już, to tak, żeby wziąć i natychmiast oddać w dobre ręce (a wymagania dotyczące dobrych rąk mam bardzo wysokie), żeby się nie zaangażować, bo potem nie umiem być jak Roman Bratny. Miętka jestem i tyle, jednak tym razem tymczas musi być. Miłość miłością, ale dom nie z gumy, koty swoją odporność na nowych też posiadają, no nie ma szans, żeby dwudziestka u nas zamieszkała, więc to wątek wprowadzający, niejako przedadopcyjny.

Do dnia ewakuacji schroniska w Krakowie w domu było 6 kotów płci obojga czyli luz i spokój, a nawet do pewnego stopnia pustka, bo w poprzednim roku odeszły dwa z naszych kotów, w tym ukochany Wiluś, mój imieninowy prezent od psa, którego też już z nami nie ma.
Stan w domu to czwórka od kotki, która postanowiła się okocić w dziurze pod naszym trasem, jeden podrzutek przerzucony w pudełku po butach i reklamówce przez nasz płot (miał wtedy mniej więcej 2-3 tygodnie) i jedna koteczka, która w wieku ok. 3 miesięcy postanowiła zamieszkać u nas na ganku. Potem w przedpokoju, a potem... wiadomo gdzie.

I przyszedł dzień, w którym pojawił się apel o pomoc w ewakuacji schroniska. Co było robić, szybka akcja, załadowałyśmy we trzy nasze transportery do samochodu i na Rybną. Jeden z transporterów był większy, weszły do niego dwa koty, więc zabrałam "na przechowanie" cztery.

Kurcze, jadąc do schroniska naprawdę wierzyłam, że biorę na przechowanie, tymczas zupełnie tymczasowy. Ale to były cztery starsze, zdziczałe i bardzo zdenerwowane koty. Jak się później okazało trzy siedziały w schronisku pięć, sześć lat, a dziesięcioletnia czarna Kazia w lutym tego roku została oddana przez właścicielkę. No więc pod wieczór 19 maja decyzja była taka, że na stałe zostaje Kazia, bo było widać, że bardzo źle znosiła schronisko, pozostała trójka miała być już tylko tymczasowo, żeby przerobić je na oswojone i adopcyjne. Ale cóż, nie młodziaki, trochę pracy kosztowało zdobycie zaufania, nie mogłam im fundować kolejnej rewolucji w życiu, zwłaszcza po tym, jak zobaczyłam ile lat siedziały w schronie. Misia i Moryś nawet nie miały nawet imion schroniskowych, tylko numerki. Wrócić do schroniska nie mogły, bo by mnie sumienie zeżarło, serce pękło. Zostały. W sumie równe dziesięć kotów w domu. Czułam się podle i nadal się tak czuję, gdy pomyślę o Miłej. Nie wzięłam jej, gdy wróciła do schroniska i okazało się, że była oddana razem z Kazią (w schronisku Labambą). Wredny rozum włączył hamulec, bo było więcej niż pewne, że jakiś ulicznik się pojawi na naszym progu i wtedy zamienił stryjek, jeden kot ze schroniska, drugi do schroniska, no bez sensu.
Miła nadal czeka na nowy dom:
viewtopic.php?f=13&t=116001

Koniec wstępu, teraz będzie o Kreci i jej dzieciach.
Ostatnio edytowano Nie wrz 19, 2010 10:48 przez nighthawk, łącznie edytowano 2 razy

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 9:55 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tyczasów...

Krecia Pataczkówna

Pod koniec zimy na nieskalanym śniegu w ogródku pojawiły się kocie ślady. Jakiś kot przeskoczył przez płot, przebiegł przez ogródek i wyskoczył na ulicę. Wystawiłam miskę z suchym żarciem na próg. Na drugi dzień były nowe ślady, ale nie dochodziły do miski, kot obszedł, musiał węszyć, ale zrezygnował. Na trzeci dzień było zjedzone wszystko. Potem śnieg zniknął i suche jedzenie znikało regularnie, ale kota nie udało się zobaczyć. Po miesiącu coś mi mignęło, jakieś czarne i jakby w łyse placki. Po kolejnych dwóch tygodniach można było kota zobaczyć, można było nawet podejrzewać, że to szylkret, ale strasznie sfilcowany, bardzo chudy i szaleńczo nieufny. Mijały kolejne tygodnie, kot jadał niemal regularnie, zachowywał się jakby kiedyś był domowy - wolał suche jedzenie, zrobił sobie kuwetkę pod świerkiem, gdzie ziemia z igliwiem miała konsystencję zbliżoną do drewnianego żwirku. Ale podejść się nie dało, uciekał w popłochu i na ślepo, bałam się, że wyskoczy na ulicę, a tu jeżdżą jak szaleńcy:(

Kot jadł, przestał wyglądać jak szkielet owinięty w brudne pakuły, lśniący łebek był głową szylkretki. W międzyczasie była powódź i nowe koty w domu, parszywa pogoda i mniej czasu na czatowanie na kocicę.
W czerwcu zniknęła na parę dni, wróciła bardzo chuda i bardzo, bardzo głodna. tak głodna, że nie bała się jeść w mojej obecności. Gdzieś musiały być kocięta, szukałam, ale teren trudny, mnóstwo zakamarków, szop, dwie budowy, garaże blaszaki, kompletnie zarośnięte chaszczami działki budowlane. Jeść przychodziła, sutki wyglądały na używane, więc kocicę pasłam z dwóch powodów, raz żeby miała czym karmić, a dwa, żeby nabrała ufności i dała się złapać na sterylkę.

I nie zdążyłam:( Owszem, upasłam i zyskałam zaufanie, żeby nie powiedzieć miłość, ale dopiero, gdy była w ciąży i to w stadium bardzo, bardzo zaawansowanym, już było widać ruchy kociaków, dużych kociaków w dużej ilości. Przyprowadziła do mnie swój pierwszy miot, pokazała gdzie stołówka i zostawiła.
Trzy kocurki, na pewno dwa, trzeciego nie jestem pewna. Początkowo wszystkie były dzikie i nieufne, najmniejszy i najbardziej głodny w parę dni dał się oswoić do tego stopnia, że tydzień temu wprowadził się na pokoje. Pchał się do domu nieprawdopodobnie, wystarczyło uchylić drzwi i już pod nogami wykręcał się czarny precelek i pokazywał wydęty brzuszek, a mruczał przy tym jak stary diesel. Masował i ugniatał podłogę obok miski, żeby mu dać coś do jedzenia. Czarny chłopak, no więc tradycyjnie otrzymał imię Filip, z dodatkiem junior, w skrócie Junio ( bo duży Filip już jest) i został rezydentem nr.11. Nie można oddać kota, który sam się udomowił i sam sobie wybrał gdzie chce mieszkać. Jego dwóch braci musi znaleźć domy, albo wspólny dom. U mnie już naprawdę się nie zmieszczą. Oswajanie jest w toku. Edek jest wielki i rudy, ale potwornie płochliwy, Skarpetta ma urodę subtelną, za to dzisiaj głaskaliśmy delikatnie plecki i nie uciekł. Poza tym może trochę nieśmiały, ale niezwykle inteligentny, zaczął powtarzać większość zachowań, które doprowadziły Juniora do miejsca na łóżku. oczywiście poza miziactwem, bo jeszcze nie dojrzał do tego.
cdn
Ostatnio edytowano Nie wrz 19, 2010 10:28 przez nighthawk, łącznie edytowano 2 razy

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 9:55 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tyczasów...

Wróćmy do sprawczyni całego zamieszania. Niemal non stop siedziała u nas w ogródku, na daszku nad gankiem albo wręcz na progu, jednak kiedy spróbowałam ją zamknąć w domu, zaczęła wyć i szaleć, musiałam wypuścić. Po dwóch dniach wróciła, nie pozwalała iść za sobą, kluczyła, nie było wiadomo, gdzie schowała dzieci. Przy jedzeniu było pełne oddania i miłości mizianie, mruczenie, zupełnie jakby była naszym kotem domowym od początku świata, ale dzieci nie pokazała. We wtorek znajoma usłyszała wrzeszczące kocię, leżało w kupie gruzu na budowie u moich sąsiadów, w niezbyt bezpiecznym miejscu. Wiedząc, że szukam kociaków i że matka do mnie przychodzi i przynajmniej częściowo mi ufa, zabrała wrzeszczącą jak sroka Maggie do mnie. Gdzieś za gruzem i płotem było słychać jeszcze jakieś piski. Usiłowałyśmy znaleźć, wpakowałyśmy się do cudzego ogrodu, ale nie udało się. Dopiero popołudniu z pomocą sąsiada wyciągnęłam wrzeszczącego Beau z szopy. Zaniosłam go do domu do Maggie, na wspólne moje i kociąt wołanie Krecia przyszła, nakarmiła, sama zjadła, ale nie chciała zostać, była podenerwowana. Reszta kociąt była gdzieś schowana, tylko mimo poszukiwań, nie było wiadomo gdzie. Następnego dnia sąsiadka zauważyła, że Krecia leży niemal bez ruchu przy płocie. Widać było, że to nie jej coś się stało, ale coś musi być między płotami, tam, gdzie bok szopy zasłaniał widoczność, a człowiek nie bardzo mógł się wcisnąć. Dzięki rudej i sporej, jak na ten wiek, pupie Haggarda, w półmroku chaszczy udało się sąsiadce zobaczyć czego Krecia pilnuje. Reszta kociaków ma futerka w kolorach bardziej maskujących. Czwórka kociąt wlazła między cegły i dwa płoty, tak, że nawet matka nie mogła się do nich dostać. Może i dobrze, że tam się zaklinowały, bo do ruchliwej ulicy tylko kilka metrów, a łazić już potrafią. Dzięki poświęceniu sąsiadów, którzy rozcięli siatkę w swoim płocie udało się zabrać dzieciarnię, matka grzecznie poszła za mną do domu i teraz cała rodzina siedzi u mnie w przedpokoju. Matka zamknięta, raz wyszła do ogródka na smyczy, bo już nie wypuszczę ani na krok, zanim nie skończy karmić i jej nie wysterylizujemy (talon lub inne wsparcie poszukiwane). Dzieci mają teraz prawie miesiąc, poprzedni miot był z czerwca, jednym słowem maszyna do produkcji kotów.
cdn
Ostatnio edytowano Nie wrz 19, 2010 10:00 przez nighthawk, łącznie edytowano 2 razy

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 9:56 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tyczasów...

Zdjęcia kociejstwa rezydentnego i tymczasowego:

Czwórka po przywiezieniu ze schroniska:
http://picasaweb.google.com/mad.emka/EkipaZGarazuNr3#

Kociejstwo na stanie, brakuje zdjęcia rezydentki Ali, ale ona jest czekoladowa, ruchliwa, włazi w obiektyw, albo pozuje jako czarna plama.
http://picasaweb.google.com/mad.emka/Kociejstwo#

Heroina tej powieści czyli Krecia P (ataczkówna)
http://picasaweb.google.com/mad.emka/KreciaP#

Nasze szczęścia do oddania w najlepsze ręce świata, plus Edek z albumu kociejstwo
http://picasaweb.google.com/mad.emka/DzieciKreci#
Ostatnio edytowano Pon wrz 20, 2010 11:14 przez nighthawk, łącznie edytowano 2 razy

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 9:56 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tyczasów...

Dzieci Kreci będą do wydania dopiero za półtora miesiąca, mam na myśli młodsze, Edek i Skarpetta w zasadzie mogłyby nawet dzisiaj iść, ale jeszcze nie są oswojone, więc nieodpchlone, drontal dostały, ale przy zapchleniu niewiele to da, nie są jeszcze szczepione, bo na razie wybieramy opcje łagodnego nabywania zaufania do człowieka.
Ostatnio edytowano Nie wrz 19, 2010 10:12 przez nighthawk, łącznie edytowano 1 raz

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 9:56 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tyczasów...

rezerwacja

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 10:21 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tyczasów...

Tu będą charakterystyki postaci, a na razie to, o czym zapomniałam.
Znajoma, która znalazła Maggie, pracuje niedaleko i tam zgadało się z matką jednej z podopiecznych, że sąsiadce tejże, mieszkającej na pobliskim osiedlu zimą zaginęła kotka. Podobno szukała bardzo aktywnie. Zawsze zwracam uwagę na ogłoszenia w okolicy. Niestety nie widziałam nic. Ja też szukałam właściciela, bo miałam podejrzenia, ze to kot absolutnie domowy. Zostawiałam informacje gdzie się dało, kiedy już było wiadomo jaki to kot i żadnego odzewu nie było.
Teraz, nawet jeśli się zgłosi, to nie oddam, musi iść do odpowiedzialnego domu, już jeden taki mam na oku:) Nie, nie mój, choć serce będzie krwawiło:(

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 12:00 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

No poczytałam:-) Większego zalewu niż moj nie ma hihih:-)
Ci którzy nie lubią kotów w poprzednim wcieleniu musieli być myszami......

Obrazek

"Nigdy nie dyskutuj z idiotą - sprowadzi Cię do swojego poziomu, a następnie pokona doświadczeniem"

Neigh

 
Posty: 7232
Od: Pt lis 16, 2007 17:10
Lokalizacja: podwarszawska wieś:-)

Post » Nie wrz 19, 2010 12:03 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

zapiszę sobie

małe Kreciki cudowne :D

Tunisia

 
Posty: 1878
Od: Czw wrz 25, 2008 20:05
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 12:32 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

Tunisia pisze:małe Kreciki cudowne :D


Oj, są i straszne rozrabiaki, ale gdyby okno było zabezpieczone, gdyby kocica była wysterylizowana, to świat tak bardzo by nie stracił. Miałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam, dopiszę, jak Niemiec pozwoli. W każdym razie, Krecia to kotka z domu wielokotnego, ładuje m się do kuchni, widok innych kotów jest całkiem naturalny, nie boi się zupełnie. Podejrzewam, że wypadła z okna, bo na pyszczku ma bliznę w dość charakterystycznie poupadkową. Domowa, kuwetkowa, nawet bardzo nie jęczy, że nie wypuszczam do ogródka. Ponudzi pod drzwiami, ale potem idzie do kuwetki.
Najgorsze, że maluchy zapylają jak małe samochodziki, a musimy wyjść z domu. Klatki brak, w transporterze mogą zostać tylko bez matki, więc teraz na szybko musimy sposobem wykonać kojec z zabezpieczeniem przeciwucieczkowym.
Aha, już wiem czego zapomniałam, Julka ma już dom, możliwe, że Edek także, ale to do sprawdzenia.


Neigh pisze:No poczytałam:-) Większego zalewu niż moj nie ma hihih:-)


Każdy ma taki zalew na jaki zasłużył :)

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 13:44 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

Masz absolutną rację.......całkowitą.

Ja mam tak, ze jak sie zaczyna, to kręci się od razu na całego. Jakaś cholera mnie podkusiła zgłosić się na ochotnika na totalnie schorowanego persidła ze schronu we Wrocku.....Noo poczułam wyzwanie, czy jakoś tak. Postawić go na nogi.

Bach do domu poszedł.

No to się inny tymczas przypałętał.....ok.

Bach wrocił z tego pożal sie Boże domu......no to wiesz syndrom kota dotkniętego.......teraz odmówię pomocy?

A zawsze jak się tak dzieje to sie zaczyna dziać.....a to sobie Malwinkę znalazłam, a to sobie 3 dzikunki do dom przywiozłam.......Normalka

Pomóc to ja Ci kobieto wiele nie pomogę......ale chociaż wpadnę pogadać. Sama wiem, ze jak sie tak siedzi na wątku w pojedynkę, to się człowiek nudzi.
Ci którzy nie lubią kotów w poprzednim wcieleniu musieli być myszami......

Obrazek

"Nigdy nie dyskutuj z idiotą - sprowadzi Cię do swojego poziomu, a następnie pokona doświadczeniem"

Neigh

 
Posty: 7232
Od: Pt lis 16, 2007 17:10
Lokalizacja: podwarszawska wieś:-)

Post » Nie wrz 19, 2010 15:13 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

Neigh pisze:Pomóc to ja Ci kobieto wiele nie pomogę......ale chociaż wpadnę pogadać. Sama wiem, ze jak sie tak siedzi na wątku w pojedynkę, to się człowiek nudzi.


A nie nie :evil: Jest już nas więcej do robienia tłoku, znaczy do pomocy, choć fizycznie też nie pomogę, taki lajf :|


Przeczytałam z zapartym tchem :D a przecież znałam historię Kreci wcześniej :mrgreen:
Obrazek Staram się pisać poprawnie po polsku

barba50

 
Posty: 5015
Od: Nie kwi 03, 2005 12:01
Lokalizacja: Czarnów k/Konstancina

Post » Nie wrz 19, 2010 18:58 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tyczasów...

nighthawk pisze:Nasze szczęścia do oddania w najlepsze ręce świata, plus Edek z albumu kociejstwo
http://picasaweb.google.com/mad.emka/KreciaP#

Tu dałaś złego linka, domyślam się, że miał być ten http://picasaweb.google.com/mad.emka/DzieciKreci# :mrgreen:
Obrazek Obrazek
W sprawie banerków proszę o pw Obrazek

panikota

 
Posty: 3972
Od: Czw wrz 10, 2009 7:02
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 19, 2010 23:18 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

Dopiero wróciłam do domu, nakarmiłam stado kolejną kolacją, dzięki za obecność :1luvu:

Co do pomocy w sensie fizycznym, to dajemy radę, inaczej byśmy leżeli i kwiczeli, a pogadać to właśnie jest ta najważniejsza pomoc.

Dzisiaj na imprezie zrobiliśmy prezentację połączoną z wykładem na temat zabezpieczania okien i sterylizacji kotów na przykładzie Kreci Pataczkówny :mrgreen:

W przerwie poszłam jako obstawa ciotki karmicielki i mało brakowało, a wróciłybyśmy z kolejnym kotem, ale powstała wątpliwość czy to zagubiony, czy księżowski, bo był pod kościołem, w doskonałej formie i upasiony więc... a ukraść proboszczowi kota, to wieczne potępienie. :mrgreen: Muszę poszukać tego ogłoszenia, może był dokładny opis.

panikota pisze:
nighthawk pisze:Nasze szczęścia do oddania w najlepsze ręce świata, plus Edek z albumu kociejstwo
http://picasaweb.google.com/mad.emka/KreciaP#

Tu dałaś złego linka, domyślam się, że miał być ten http://picasaweb.google.com/mad.emka/DzieciKreci# :mrgreen:


Dzięki i gratulacje za spostrzegawczość :) Koty mi się mnożą, linki do albumów się mnożą, kołowacizny dostaję i nie pamiętam co kopiowałam :oops:

nighthawk

 
Posty: 185
Od: Pon maja 24, 2010 10:42
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon wrz 20, 2010 11:02 Re: Dzieci Kreci czyli o tym jak nie brałam tymczasów...

Spostrzegawczość :roll: Jasne, przecież my wątek czytamy, a nie omiatamy wzrokiem :twisted: Zmień ten link na właściwy w czwartym poście, ale mnie bardzo brakuje zdjęć kreciątek w wątku :evil:

Najlepiej byłoby tak:

Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Sprawczyni:

Obrazek

Starszaki:

Obrazek Obrazek

Ale się porządziłam :evil: :oops:
Obrazek Staram się pisać poprawnie po polsku

barba50

 
Posty: 5015
Od: Nie kwi 03, 2005 12:01
Lokalizacja: Czarnów k/Konstancina

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: ASK@, Bianka 4, Google [Bot], puszatek i 43 gości