Fri pisze:w przydasiach miałam np. 2 kilo starej paskudenj granatowej wełny, z której nic bym sobie nie wydziergała, a tym bardziej komuś (a nielubianej tesciowej nie mam), której nie mogłam wywalić, bo a) a nuż zrobie z niej sweter, bo ten obrzydliwy granat będzie kiedys modny? b) są ludzie biedni, którzy by z tym cos zrobili, a nie mają na to kasy, c) dostałam ją w prezencie od ciotki, byłej dziewiarki, która ma jakieś złoża ciągle jeszcze z lat 80. i się ucieszyła, gdy dowiedziała, że dla uspokojenia nerw zajęłam sie zeszłej jesieni wyrabianiem kominów na szyję i kubraczków na termofory...
oraz kilka stert papióru drukarkowego z tzw. odzysku - czyli za drukowanego tylko z jednej strony... i tak nie nadążąłam z przerobem...
zabić chomika!
Georgi, ja w '95![]()
i co? i wywaliłaś tę wełnę? BŁAD! ja miałam dwa worki różnych kłębków o róznej wielkości, grubości i kolorze. Do tego druty od grubości wykałaczki do słupa ogłoszeniowego... oddałam Duszek, która produkuje z nich myszki i piłeczki, które potem idą na bazarek

A papier trzeba było do przedszkola, dzieciaki nie mają na czym rysować
