Kotkę widziałam z małym przedwczoraj. Wczoraj i dziś gnałam przez wiadukt z prędkością światła i nie miałam czasu czekać 5-10 minut, aż wyjdą.
To pewnie chwilowe, ale jakoś nic nie idzie, jak powinno.
Trzeba znaleźć winnego takiego stanu rzeczy
Może ciocie nie trzymają kciuków
Albo wiatr nie od tej strony wieje.
Dzwoniłam kilka razy do pani, która oferowała się wziąć mamę daszkowców. Nie odbiera i nie oddzwania
Trzeba będzie szukać transportu do Białegostoku. A przedtem upewnić się, czy J.D. dałaby radę odebrać stamtąd kociaka.
A może szukać mu domu w Gdańsku?
Jestem cała głupia, może ktoś ma jakieś pomysły?