Pani jakis czas temu musiala przejsc na zasilek przedemerytalny i okazalo sie, ze brakuje jej pieniedzy. Szukala pomocy w roznych miejscach, Nie wiem jak to bylo, ale ma klopoty w spoldzielni, zalega z czynszem itd, itd... Pozycza skad moze, bo nie starcza jej na jedzenie dla kotow.
Oczekuje pomocy.
Zadzwoniloam do niej myslac o tej posadzie w Konstancinie moze. Ma doswiadzcenie, ma serce do kotow. Klopot polega na tym, ze najpierw musi sie jakos z ta spoldzielnia rozliczyc, mieszkanie odmalowac, nie wiem dokladnie, musze sie dopytac.
Spytalam czego oczekuje. Placzac powiedziala, ze musi koty oddac, bo inaczej ja ze spoldzielni usuna. (Lokatorzy wokol narzekaja na mialki, na zapach). Czas ma do konca czerwca

Generalnie sytuacja wydaje sie jej patowa. Mnie tez...
W Gizycku nie ma schroniska dla kotow. Ja nie wiem czy inne schronisko te koty przyjmie. Juz nie mowie o transporcie...
Mam tez rozne watpliwosci. Bo jesli nawet udaloby sie te kocoiny biedne gdzies "upchnac", to czy za jakis czas historia sie nie powtorzy?
Tyle kotow szuka domu

Ale tak calkiem bez odpowiedzi nie potrafilam tego zostawic.
Moze podpowiecie co moglabym zrobic? Moze moznaby tym kotom jakies miejsce znalezc?
Mysle, ze do adopcji tez je odda, bo to dla nich lepiej przeciez, ale zdjec zadnych nie mam i w ogole nic o nich nie wiem...
Co robic, kochani?