jessi74 pisze:ossett pisze:jessi74 pisze:zabrałyśmy kiedyś kotkę do sterylki, od karmicielki - podstępem i prawie siłą,
To na pewno dla kotki ogromny stres, ale ta pani od pięciu lat rozmnażała kotkę, nie zapewniając maluszkom godziwego bytuJasne że cel nie uświęca środków, ale nasza pomoc dla kotów to głównie zapewnienie im łatwiejszego życia
Jeżeli kotka nie była domowa, a wolno-żyjąca to ta pani jej nie rozmnażała; kotka rozmnażała się sama. Ta pani zapewne codziennie o tej samej porze dostarczała kotom jakieś jedzenie i dlatego zasługuje na taki sam szacunek co osoby w inny sposób pomagające kotom. Tak, po pewnych doświadczeniach i przemyśleniach, teraz myślę.
Czasem tzw. karmiciele(nie lubię tego określenia chociąz chyba jest już oficjalnie przyjęte) wyprowadzają z równowagi swoim uporem i przekonaniami dotyczącymi kotów, ale chyba tylko dlatego potrafią być tacy wytrwali mimo różnych szykan i jawnie okazywanej pogardy ze strony ludzi nienawidzących kotów. Ja sama kilka razy pokłóciłam się na śmierć i życie z panią, która także dokarmia koty z klanu prawdziwych dachowców (od 6 lat przez co zawsze we wszystkim ma rację bo ja tylko od 4

To co robi, czyli to że zawsze tam przychodzi (pewnie także i dla swojej przyjemności bo w niczym innym nie chce za bardzo pomóc , a pewnie i nie może) jest jednak bardzo ważne.
Jeżeli dotrze do Ciebie wiadomość, że Queen od 6 lat cztery razy do roku ma kocięta, to w to nie wierz. To dotarło już nawet do bardzo miłej dziewczyny z innej ulicy.
Pani nie można w żaden sposób przekonać, że Queen jest prawdopodobnie córką(a może nawet wnuczką) tej kotki, którą zaczęła dokarmiać 6 lat temu.
Czasami jest naprawdę okropna. Ale koty ja lubią!
Ona nawet próbowała zapobiec rozmnażaniu się kotów, bo żal jej było kociąt;tabletki które wzięła z TOZu podawała nawet kocurom dla lepszego efektu.
jessi74 pisze:inna karmicielka zresztą też w tym rejonie "nie spieszyła" się ze złapaniem kotki na sterylizację, kocica urodziła, zaprowadziła maluchy do opuszczonej hali.... nie wiemy co się stało.... ale kiedy wreszcie udało się dostać do hali, małe leżały tam jak zasuszone szkieleciki...... umarły śmiercią głodową
To jest bardzo trudne złapać kotkę na sterylizację we właściwym momencie, zwłaszcza jak opiekuje się jeszcze wcześniej urodzonymi kociętami. A złapanie znajomej kocicy w zaawansowanej ciąży nie dla każdego jest łatwe ze względów emocjonalnych. A także technicznych. One są piekielnie sprytne, te kocice w ciąży.
Kociaki mogły też umrzeć z powodu jakiejś choroby.
Mają bardzo małe szanse na przeżycie nawet jak nie są głodne.
Dlatego ogromna większość kotów bezdomnych to te domowe wyrzucane na ulice jak tylko zaczną być z jakichś przyczyn kłopotliwe. Np. dorosną i zaczną znaczyć, albo dostaną rujki.
Dziwi mnie dlaczego właściwie tak naprawdę nadal nikt nie prowadzi akcji uświadamiającej wśród ludzi mających koty lub chcących je mieć. Nie każdy czyta Miau.
Może, gdyby ktoś wypuszczający z domu niekastrowanego kota lub niewysterylizowaną kotkę zdawał sobie sprawę, do jakich kocich nieszczęść to prowadzi, jak bardzo cierpią te śliczne kocięta zanim umrą to tego by nie robił.
Kociaki kotki domowej urodzone poza domem, jeżeli przeżyją, będą już dzikie. Ludzie
przeważnie nie mają o tym pojęcia.
jessi74 pisze:![]()
![]()
myślę że to jest to prawdziwe kocie podziemie..... niewiele osób ma świadomość co dzieje się z tymi ślicznymi kuleczkami, które rodząc się na ulicy skazane są na śmierć
![]()
![]()
Jessi, a ja myślałam, że tytuł Twojego wątku ma sugerować Cats' Power.

Wydaje mi się, że ludzie, przynajmniej ci co w ogóle zauważają koty doskonale wiedzą, co dzieje się z kociętami, tylko albo tym się tym nie przejmuje, albo ich nie cierpią, albo nie wiedzą co zrobić.
Rozmawiając ostatnio z ludźmi z tej "mojej" ulicy kilka razy wspomniałam o sterylizacji bezdomnych kotek, (nawet nie dzikich), których kocięta w większości nie przeżywają nie byli przeciw, ale twierdzili, że nie potrafiliby ich złapać. No i ludzie lubią porządek w domu (i nie poświęciliby się aż tak bardzo, żeby wziąć ja do domu, na trochę.
O tym, że Murzyniątko pęta się po ulicy wie mnóstwo osób i mnóstwo osób obserwowało mnie jak przez dwa dni uganiałam się za nim po ulicy.
Nikt nie zaoferował mi pomocy, chociaż dobrze mu życzą zapewne. A wiedzą lepiej ode mnie, ze grozi mu śmiertelnie niebezpieczeństwo i wiedzą lepiej ode mnie ile kotów i kociąt tam zginęło lub umarło tam tylko w tym roku.
jessi74 pisze:ossett ! staram się podczytywać ! podziwiam za to co robisz dla tych kotów![]()
Ja to piszę, żeby ludzie PODZIWIALI KOTY! I żeby je szanowali. Bo ja robię dla nich bardzo mało, o wiele za mało niż potrzeba i niż one na to zasługują.