Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob wrz 11, 2010 7:40 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

jessi74 pisze:
ossett pisze:
jessi74 pisze:zabrałyśmy kiedyś kotkę do sterylki, od karmicielki - podstępem i prawie siłą :evil: ,


To na pewno dla kotki ogromny stres, ale ta pani od pięciu lat rozmnażała kotkę, nie zapewniając maluszkom godziwego bytu :twisted: Jasne że cel nie uświęca środków, ale nasza pomoc dla kotów to głównie zapewnienie im łatwiejszego życia


Jeżeli kotka nie była domowa, a wolno-żyjąca to ta pani jej nie rozmnażała; kotka rozmnażała się sama. Ta pani zapewne codziennie o tej samej porze dostarczała kotom jakieś jedzenie i dlatego zasługuje na taki sam szacunek co osoby w inny sposób pomagające kotom. Tak, po pewnych doświadczeniach i przemyśleniach, teraz myślę.
Czasem tzw. karmiciele(nie lubię tego określenia chociąz chyba jest już oficjalnie przyjęte) wyprowadzają z równowagi swoim uporem i przekonaniami dotyczącymi kotów, ale chyba tylko dlatego potrafią być tacy wytrwali mimo różnych szykan i jawnie okazywanej pogardy ze strony ludzi nienawidzących kotów. Ja sama kilka razy pokłóciłam się na śmierć i życie z panią, która także dokarmia koty z klanu prawdziwych dachowców (od 6 lat przez co zawsze we wszystkim ma rację bo ja tylko od 4 :lol: ), ale zawsze się godziłyśmy ze względu na dobro kotów(z mojej inicjatywy).
To co robi, czyli to że zawsze tam przychodzi (pewnie także i dla swojej przyjemności bo w niczym innym nie chce za bardzo pomóc , a pewnie i nie może) jest jednak bardzo ważne.
Jeżeli dotrze do Ciebie wiadomość, że Queen od 6 lat cztery razy do roku ma kocięta, to w to nie wierz. To dotarło już nawet do bardzo miłej dziewczyny z innej ulicy.
Pani nie można w żaden sposób przekonać, że Queen jest prawdopodobnie córką(a może nawet wnuczką) tej kotki, którą zaczęła dokarmiać 6 lat temu.
Czasami jest naprawdę okropna. Ale koty ja lubią!
Ona nawet próbowała zapobiec rozmnażaniu się kotów, bo żal jej było kociąt;tabletki które wzięła z TOZu podawała nawet kocurom dla lepszego efektu.

jessi74 pisze:inna karmicielka zresztą też w tym rejonie "nie spieszyła" się ze złapaniem kotki na sterylizację, kocica urodziła, zaprowadziła maluchy do opuszczonej hali.... nie wiemy co się stało.... ale kiedy wreszcie udało się dostać do hali, małe leżały tam jak zasuszone szkieleciki...... umarły śmiercią głodową

To jest bardzo trudne złapać kotkę na sterylizację we właściwym momencie, zwłaszcza jak opiekuje się jeszcze wcześniej urodzonymi kociętami. A złapanie znajomej kocicy w zaawansowanej ciąży nie dla każdego jest łatwe ze względów emocjonalnych. A także technicznych. One są piekielnie sprytne, te kocice w ciąży.
Kociaki mogły też umrzeć z powodu jakiejś choroby.
Mają bardzo małe szanse na przeżycie nawet jak nie są głodne.
Dlatego ogromna większość kotów bezdomnych to te domowe wyrzucane na ulice jak tylko zaczną być z jakichś przyczyn kłopotliwe. Np. dorosną i zaczną znaczyć, albo dostaną rujki.
Dziwi mnie dlaczego właściwie tak naprawdę nadal nikt nie prowadzi akcji uświadamiającej wśród ludzi mających koty lub chcących je mieć. Nie każdy czyta Miau.
Może, gdyby ktoś wypuszczający z domu niekastrowanego kota lub niewysterylizowaną kotkę zdawał sobie sprawę, do jakich kocich nieszczęść to prowadzi, jak bardzo cierpią te śliczne kocięta zanim umrą to tego by nie robił.
Kociaki kotki domowej urodzone poza domem, jeżeli przeżyją, będą już dzikie. Ludzie
przeważnie nie mają o tym pojęcia.
jessi74 pisze: :( :( :( myślę że to jest to prawdziwe kocie podziemie..... niewiele osób ma świadomość co dzieje się z tymi ślicznymi kuleczkami, które rodząc się na ulicy skazane są na śmierć :( :(


Jessi, a ja myślałam, że tytuł Twojego wątku ma sugerować Cats' Power. :lol:

Wydaje mi się, że ludzie, przynajmniej ci co w ogóle zauważają koty doskonale wiedzą, co dzieje się z kociętami, tylko albo tym się tym nie przejmuje, albo ich nie cierpią, albo nie wiedzą co zrobić.
Rozmawiając ostatnio z ludźmi z tej "mojej" ulicy kilka razy wspomniałam o sterylizacji bezdomnych kotek, (nawet nie dzikich), których kocięta w większości nie przeżywają nie byli przeciw, ale twierdzili, że nie potrafiliby ich złapać. No i ludzie lubią porządek w domu (i nie poświęciliby się aż tak bardzo, żeby wziąć ja do domu, na trochę.

O tym, że Murzyniątko pęta się po ulicy wie mnóstwo osób i mnóstwo osób obserwowało mnie jak przez dwa dni uganiałam się za nim po ulicy.
Nikt nie zaoferował mi pomocy, chociaż dobrze mu życzą zapewne. A wiedzą lepiej ode mnie, ze grozi mu śmiertelnie niebezpieczeństwo i wiedzą lepiej ode mnie ile kotów i kociąt tam zginęło lub umarło tam tylko w tym roku.

jessi74 pisze:ossett ! staram się podczytywać ! podziwiam za to co robisz dla tych kotów :kotek: :1luvu:


Ja to piszę, żeby ludzie PODZIWIALI KOTY! I żeby je szanowali. Bo ja robię dla nich bardzo mało, o wiele za mało niż potrzeba i niż one na to zasługują.
Ostatnio edytowano Sob wrz 11, 2010 8:10 przez ossett, łącznie edytowano 2 razy

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 11, 2010 7:54 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Zepsuł mi się aparat cyfrowy. Więc nie mogę wstawiać nowych zdjęć, a szykowałam się do sesji fotograficznej Królewny i dzieci Kizi-Mizi.

Malutka jest zdrowa, ładnie je z butelki i jest grzeczna jak ma ciepło!
Chodzi na wszystkich czterech łapkach (niektóre w tym wieku ciągną tylnie łapki).

Dobrze się sprawdza gniazdko z waty w jej domku-dużym kocim kontenerku.
Jak już je z butelki to nie próbuje tej waty ssać, co byłoby niebezpieczne.
Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak ważne jest dla kociąt ciepło.
Jak mają ciepło to nawet jeżeli są trochę głodne, nie robią alarmu.
Pojedyńcze kocię, które nie ma się do kogo przytulić strasznie marznie.

Wczoraj, niestety, nie byłam u Kizi-Mizi i Queen.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 11, 2010 8:57 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

:D dzień dobry !

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Sob wrz 11, 2010 12:26 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:Malutka jest zdrowa, ładnie je z butelki...


Malutka już nie je z butelki. Może będzie jadła jak kupię trzecia puszkę Mixolu.
Podła kocia horda znowu porwała jej smoczek i próbowała ssać.
Ale na szczęście ładnie ssie ze strzykawki.
Takie smoczki kupowane w sklepach zoologicznych może nadają się dla Main Coonów(o solidnych szczękach), albo dla szczeniaczka Amstaffa, ale nie dla normalnego kociaka.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 13, 2010 5:58 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Parę kamieni spadło mi wczoraj z serca, ale tajemnice zniknięcia 3 kociąt Kizi-Mizi i pochodzenia Krółewny pozostały nierozwiązane...

Wczoraj tuż przed południem na ulicy, na stronie należącej do Kizi Mizi, zastałam Murzyniątko, Rudego i Kinga.
Zjedli trochę na uboczu, ale potem jeszcze wszystkie pobiegły na podwórze Kizi-Mizi.
Ona tam była, nikogo nie wyganiała, nawet przywitała po kociemu Murzyniątko trącając go pyszczkiem. Wszystkie jadły u niej.
Resztę dnia Murzyniątko spędziło na ulicy, albo na podwórzu. Coraz częściej tam przebywa i śpi - to dobrze. Kizia -Mizia też- dam głowę ,że jest w ciąży, chociaż pani Anna w to nie wierzy. Podobno lekarka jej kiedyś powiedziała, że jedne kotki są kochliwe (jak Queen(ta co przez 6 lat ma cztery razy do roku kocięta według niej) , a inne nie (jak Kizia-Mizia) :twisted:

Queen jadła na jednym ze swoich okienek coś co ktoś jej tam położył (ale wyraźnie pogardziła wcześniej nadpsutymi skrzydełkami , chyba indyczymi, znajdującymi się na innym okienku). Potem wyglądała z jednej ze swoich ulubionych piwnic, nie podchodziła jednak bliżej...To wielkie, wysokie(wyższe niż reszta piwnic) i po sufit szczelnie zagracone pomieszczenie.
Poza tym jak zwykle, cisza, ani śladu kota (to była pora spania).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 13, 2010 7:28 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Przy kocim barze na terenie łowieckim spotkałam nerwowo zachowująca się znajomą panią; okazało się, że próbowała złapać małego dzikiego kotka, żeby go wziąć do domu.

[Parę dni temu inny kociak stamtąd zginął, prawdopodobnie potrącony przez samochód.
Może to ten śliczny grubasek w czarne paski, którego widziałam jak pędził na drugą stronę ulicy na teren budowy? Obecna przy tym inna pani, mówiła, że chciała go wziąć do domu, ale bardzo ją przy próbie łapania podrapał bo jest bardzo dziki.
A może sobowtóra Murzyniątka, którego widziałam z daleka też pędzącego przez ulicę? Jezdnia jest bardzo wąska, tubylcy przeważnie nie pędzą...A jednak koty giną przez samochody.. Teraz jeździ się tamtędy z miasta do super-marketu, który pasuje tam jak pięść do nosa, aby tam parkować, albo może i kupować(chociaż nie bardzo jest co)].

Okazało się, że ten kociak jeszcze na dodatek jest chory i na pewno trzeba go złapać.
jedno oczko ma zalepione i z pewnością ma straszliwą biegunkę (odbyt miał opuchnięty), a tylną część tułowia łącznie z ogonkiem mokrą (chyba, że od tego, że siedział w kałuży...). Jednak napił się mleka (krowiego) i pojadł z apetytem mojej puszki, a kręcąca się przy nim mamusia moich chrupek. Pani jednak zainteresowała się co im daję i gdzie to można kupić. Nie wstydzi się zbierać puszek, aby dać coś kotom.
Jednak kociaka trudno będzie złapać. Ta pani na pewno nie da rady. Ja też nie bardzo wiem jak się to tego zabrać. Pokazała mi podwórka, z których koty przechodzą na teren łowiecki. Jedno jest śliczne, ukwiecone, zabezpieczone przed ludźmi solidnym ogrodzeniem, a jednak okno piwniczne jest otwarte i są tam koty.
Aby dostać się na teren łowiecki, trzeba przejść od tyłu, z terenu strzeżonego przez ochroniarzy. Trzeba się z nimi dogadać. Umówiłyśmy się,ze tam pójdziemy wieczorem i zobaczymy ile w ogóle jest tam kotów i kociąt i jak się dobrać do tego chorego kociaka.
Wydaje mi się, że nikt tam nie byłby przeciwny sterylizacji kocic i ratowaniu oraz udomawianiu kociąt. Po prostu ludzie opiekujący się kotami nie wiedzą jak do tego się zabrać.Dorośli, bez względu na status społeczny, lubią i cenią te koty.
Zarówno eleganckie panie jak i skromne emerytki, przeszukiwacze śmieci oraz zbieracze złomu. Ale chodzą słuchy , że to stąd pochodziły skórki kocie sprzedawane na targowisku na Niskich Łąkach(do wyboru, do koloru, nawet rude). Chłopcy o zacięciu biznesowym ponoć dostarczali je do punktu skupu złomu. Ale to tylko plotki. Skoro jednak w punkcie tym można było sprzedać nawet metalowe drzwi z budynku Queen to dlaczego nie skórki kocie...
Ostatnio edytowano Pon wrz 13, 2010 20:50 przez ossett, łącznie edytowano 1 raz

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 13, 2010 8:07 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

W chwilę potem zaczęłam się domyślać, dlaczego ludzie tu przeważnie lubią te koty.

I przekonałam się jak inteligentnymi zwierzątkami są szczury (tępione ciągle przez barbarzyńskie i barbarzyńsko wystawiane trutki).

Jakaś sprytna szczurza rodzinka zamieszkała parę metrów od śmietnika super-marketu i co odważniejsze szczurze podrostki wyprawiają się po żywność w samo południe i na oczach ludzi. Dwaj mali tubylczy chłopcy z wyraźną sympatią obserwowali dwa szczurki w okienku piwnicznym, które chowały się na widok przechodzących ludzi obok śmietnika ludzi. " O! boją się!". Zresztą szczurki wyglądały bardzo sympatycznie.

Dwa okienka dalej mieszka kotka z kociętami; jej okienko (zakratowane) jest starannie osłonięte od zimna tekturą. Słyszałam o panu, który opiekuje się ta kotką, ale go jeszcze nie spotkałam. Jestem jednak pewna, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby kotkę wysterylizować i zaopiekować się kociętami, o ile byłby pewny, że nie spotka jej krzywda. Z okienka wyglądały podrośnięte już dwa kociaki: urocza delikatna krówka i pyzaty czarnulek. Mamy nie zauważyła, ale nie chciałam za długo tam się kręcić, aby nie budzić podejrzeń grupy groźnie wyglądających młodzieńców.

Sceneria tego miejsca jest arcyciekawa.
Z jednej strony super-market (naprawdę brzydki i mało użyteczny, moim zdaniem), z drugiej kamienice, które, filmowane od strony byłych podwórek mogłyby służyć jako sceneria do filmów o XIX wiecznych dzielnicach nędzy. Do tej pory klatka schodowa kamienicy Queen wydawała mi się najgorsza w całej dzielnicy. Ale teraz, jak po raz pierwszy w życiu rzuciłam okiem na klatki schodowe tych kamienic, wydaje mi się prawie luksusowa.
Ale tam właśnie mieszka pan, który dokarmia koty i opiekuje się kotka z kociętami, tak jak umie i na tyle na ile go stać.
Na tych ulicach mieszkają bardzo różni ludzie, tacy którzy dobrze sobie radzą i ci całkowicie wykluczeni oraz szczury, koty, gołębie, wróble, wrony i jeże żyjące w pewnej symbiozie.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 13, 2010 8:31 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Królewna chowa się bardzo dobrze.

Już w ogóle nie płacze, nawet jak jest bardzo głodna.

Chyba czuje się bezpiecznie i jest pewna, że "mama" na pewno da jej w końcu jeść, nawet ja się z tym bardzo spóźnia.

Pewnie dlatego w piwnicy nigdy nie słychać kociąt. A kotki nie siedzą przy nich cały czas.

Kiedyś wydawało nam się, że kocięta na pewno umarły w piwnicy zaraz po urodzeniu, bo kotka prawie cały czas spędzała na zewnątrz. Okazało się,ze jednak nie wtedy jak zaczęły być na tyle szybkie, że złapanie ich zaczęło graniczyć z cudem.

Królewna już rozpoznaje obcych ludzi i boi się ich.
Interesują ja już duże zabawki-przytulanki, bada je łapkami, wdrapuje się na nie i przytula się do nich.

Ma kota, misia i pieska.
Małe myszki i piłeczki jeszcze ją nie interesują.
Ma przenośny domek; wczoraj cały dzień "podróżowała". Było jej cieplutko w wacie.
Przy okazji cewnikowania Misia, została dostała pastę odrobaczającą-ciekawe czy jakiś robak się pokaże.

Jest podobna do Queen, ale w równym stopniu niepodobna.
To, że Queen trzyma się ode mnie z daleka ostatnio świadczyć może, że to jednak jej córeczka i ma do mnie jakiś żal. Ale dlaczego jej tak długo nie zabierała?
Kiedyś zabrałam cztery dwu- tygodniowe kociaki, bo miały oczy czymś zalepione (myślałam, że ropą, a była nie usunięta przez niedoświadczoną kotkę błonka i brud) do lekarza, odniosłam je po 1,5 godziny, położyłam w tym samym miejscu (z dachu obserwowały mnie dwie kotki..); po kilkunastu minutach kociaki zniknęły.
To są bardzo dobre matki.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 14, 2010 8:51 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Dzisiaj bardzo żałowałam, że nie mogę sfotografować tego co widzę.

Najpierw Dzidziuś (wielkie kocisko) leżał przed domkiem królewny i długo jej się przyglądał, a ona sobie chodziła, skakała i wspinała się górkach z waty i po drzwiczkach.
(Jest bardzo malutka i śmiesznie to wygląda. Może ma więcej niż 3,5 tygodnia?).
Potem zaczął barankować(?) jakby zapraszając ją do zabawy. Chyba bardzo mu się podoba.

Potem, o dziwo, przed klatką położyła się Rysia z ZOO i także długo jej się przyglądała.
Rysia nie lubi małych kociąt. Zawsze się ich bała i nie okazywała najmniejszego zainteresowania. W ogóle jest z natury nieśmała i bojaźliwa, chociaż ostatnio nabrała i odwagi i rezonu.
Może kiedyś miała takie kociątko? Królewna jest podobna do Rysi...

Królewna tez przyglądała się Rysi. Ale nie rwała się do niej.To ja jestem jej mamą.
Swojej nigdy chyba nie widziała. W piwnicy było ciemno, a ona ledwo otworzyła oczy to zaraz jej się zalepiły ropą.

Jestem pewna, że kocięta pamiętają swoje matki i biorą za nie koty podobne do ich matek z wyglądu. Wydaje mi się też, że występują dość trwałe więzi między rodzeństwem.
Ale myślałam mi się, że kotki zapominają o swoich dzieciach, chyba, że żyją w kocim klanie ze swoimi córkami (i ewentualnie wnuczkami).

Królewna bardzo lubi się wspinać. Wspinała się potem po oparciu kanapy.
I wyrzynają jej się ząbki z tyłu (a myślałam, że to jakieś guzki bo zgrubienia były nierówne).

Jest wielką atrakcją dla wszystkich kotów, nawet dla kociąt Kizi-Mizi. A Orfiemu oczywiście już udało się polizać ją w główkę.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro wrz 15, 2010 7:04 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Czworo z pięciorga kociąt Kizi-Mizi, które mieszkają teraz ze mną nigdy nie uczyło się polowania. A jednak bardzo dużo potrafią. Wczoraj jedno z nich obserwowało karmienie dzidzi. Siedziało tuż przy niej i wcale nie wyglądało na to, że interesuje je to co dzidzia ssie ze strzykawki. A jednak kiedy mój pomocnik trzymający naczyńko w bezpiecznej odległości i na bezpiecznej wysokości odstawił je na chwilę na stół, kociak błyskawicznie jednym długim susem skoczył na to na co faktycznie czatował i co katem oka obserwował.
Tym razem jednak to jednak ja okazałam się szybsza!

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw wrz 16, 2010 8:56 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Nagła choroba kota to prawdziwa katastrofa(i zbyt często niestety finansowa ruina...)

Misiu, 8 letni kastrat (też piwniczak i też o ciekawym życiorysie , ale z całkiem innej parafii(jeden z ostatnich kotów wolno-żyjących na osiedlu, na którym mieszkam), pochłania mi teraz mnóstwo czasu. Nie udało mi się odwiedzić Kizi-Mizi i Queen i innych aż przez trzy dni. Mam tylko nadzieję, ze dają sobie radę bo to dzielne kocice i koty, a King i kocie anioły czuwają nad Murzyniątkiem. Chyba dopiero późnym popołudniem tam dotrę.

Dzisiaj rano prawdziwy szok, maleństwo samo jadło pasztecik Animondy i piło wodę (Żywiec niegazowany) z nakrętki do butelki. Potem próbowało gryźć mi palec!

Jednak chyba się jakoś pomyliłam z liczeniem czasu. Albo to nie jest jednak córeczka Queen. Mam nadzieję , że nie, bo inaczej i one zaczną łazić po piwnicy i łapać wirusy.

Oceniałam ją na 3, 5 tygodnia co najwyżej.

Jeszcze wczoraj łapczywie ssała większą niż wynosi przepisowa ilość mleka(ale i rzadziej niż to jest zalecane).
Ale nie robiła kupy 3 dzień.
Wczoraj przy okazji 'torturowania' Misia w lecznicy UP i ona została odpowiednio potraktowana. Wymasowano jej zbyt wzdęty brzuszek, zrobiono lewatywę, ciepłe okłady oraz naświetlono brzuszek lampą. Kupa była nieciekawego koloru.

Oceniono ją (po malutkim uzębieniu) i sposobie chodzenia na co najmniej 4 lub nawet 5 tygodni. W domu dostała 2, 5 ml syropu przeczyszczającego glanuloxu (ale to nic nie spowodowało dotąd; ten syrop chyba nie tyle przeczyszcza co reguluje). Wieczorem wypiła malutko mleka , jakby zrozumiała zalecenie lekazrza , aby nie dawać jej za dużo jedzenia naraz, nawet jak chce.

Dzisiaj przy okazji prób skuszenia Misia na zjedzenie czegokolwiek, wpadłam na szalony pomysł aby pokazać Królewnie pasztecik Animondy dla kociąt , na którym zawsze odchowuję kocięta i którym uzależniam dzikie koty, żeby było trochę łatwiej nimi manipulować.

No i okazało się, że ten malutki pysio sam jej i sam pije i jeszcze próbuje gryźć mi palec.

A wczoraj wieczorem znowu żałowałam, że nagle zepsuł mi się aparat.
Królewna domagała się głośno i stanowczo integracji z kociakami Kizi-Mizi. Leżała sobie jak stara wśród nich , a czasem na nich i mruczała. Pod względem proporcji wielkości to wyglądało to tak, jakby ona była rodzonym kociakiem jednego z nich.
Koty maja opinie samotników, a tymczasem one bardzo dobrze się czuja w rodzinach wielopokoleniowych, na co mam dowody wzięte zarówno z życia kotów dzikich jak i moich domowych.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw wrz 16, 2010 9:15 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Jeszcze jedna rewelacyjna wiadomość: Królewna czyści sobie futerko!

I jeszcze jedna: Misiu chyba się wysiusiał i to nieźle. To tak na 99%. Bo może jednak ktoś się cudem jakimś zakradł do jego miejsca odosobnienia (chociażby jego przyjaciel Laluś) i podszył się w siusianiu pod Misia, aby zaoszczędzić Misiowi dzisiejszego cewnikowania...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 17, 2010 6:40 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Wczoraj dotarłam na moją Kocią ulicę już po 20.00.

Było ciemno, ale można było zauważyć na ulicy sylwetkę czającego się czarnego kotka- ale nie był to King ani Kizia -Mizia. Był ciut mniejszy, grubszy i miał krótsze nóżki niż Kizia-Mizia. Widząc mnie pobiegł na podwórze Kizi-Mizi.

To może było starsze dziecko Queen. Chyba jedno, które się uchowało.Dzień lub dwa po tym jak urodziła siedziała przed swoją ulubiona piwnicą i syczała na mnie. Podsunęłam jej pasztecik. Jak zaczęła jeść to z niezgłębionych czeluści tej piwnicy z osobnym wyjściem na mały trawniczek (to, że trawa tam wyrosła, a nawet malutkie drzewko- samosiejka świadczy o niezwyciężoności natury) wyłoniły się trzy kociaki-dwa czarne: duży i mały i także mały pręgusek(to chyba on zginął ostatnio pod samochodem(a wyszedł z ciężkiej choroby...)- i zaczęły jeść razem z Queen! Przedtem widziałam je tylko migające w oddali i to bardzo rzadko. Przy Queen czuły się bezpieczne.

Okazało się, że wczoraj wieczorem na podwórzu Kizi-Mizi było też było Murzyniątko i małe Białołapki. Jest małe- śliczne i delikatne-w popielate paski z białymi skarpetkami, ale piekielnie płochliwe, tak jak mama. Potem pojawił się King, niestety nie miałam już dla niego mokrego, a on suchego nie je. Chyba, ze wyjątkowo drobniutkie dla kociąt. Może ma coś z zębami. Kizi-Mizi nie zauważyłam wczoraj, ale było ciemno. Potem zaczęły biegać jakieś inne koty-wszystkie wydawały się czarne po ciemku. Niestety nie mogłam tam długo zostać wczoraj.

Za to w piwnicy grobowa cisza. Zajrzałam jednak do piwnicy Queen i bezczelnie poświeciłam latarką. Na szczycie rupieci , co najmniej 4 m nad poziomem podłogi zobaczyłam leżącą i zaspaną Queen.

Jeżeli ona tam trzyma kociaki to nic dziwnego,ze wiercipięta Królewna spadła na dół i ktoś ją tam znalazł. Tak mogło być... (I tak było w 4 lata temu w przypadku 3 tygodniowego Ram-Tam -Tamka, mojego piwniczniaka ułamkowego (ale z wyglądu 100%!) syjama-spadł z półki między rupieci, długo wrzeszczał bo matce nie udało się go wydobyć, aż go usłyszałam(ale długo jeszcze szukałam ze świeczką) i w ten sposób uratował siebie i brata Punia (beżowego dużego tygrysa z niebieskimi oczami), bo obaj miały już 36.00 i początek kataru. Były straszne upały i wtedy jeszcze nikt nie dawał tam kotom wody(tylko trochę mleczka na deser czasem) więc matka była chyba też trochę odwodniona.
Nie wierzę jednak, że Queen nie słyszała , że przyjechał catering. Celowo mnie teraz ignoruje. Ciekawe dlaczego? Mam nadzieję, że nie zdarzyło się jeszcze jakieś inne nieszczęście.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 17, 2010 23:15 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:W chwilę potem zaczęłam się domyślać, dlaczego ludzie tu przeważnie lubią te koty.

I przekonałam się jak inteligentnymi zwierzątkami są szczury (tępione ciągle przez barbarzyńskie i barbarzyńsko wystawiane trutki).

Jakaś sprytna szczurza rodzinka zamieszkała parę metrów od śmietnika super-marketu i co odważniejsze szczurze podrostki wyprawiają się po żywność w samo południe i na oczach ludzi. Dwaj mali tubylczy chłopcy z wyraźną sympatią obserwowali dwa szczurki w okienku piwnicznym, które chowały się na widok przechodzących ludzi obok śmietnika ludzi. " O! boją się!". Zresztą szczurki wyglądały bardzo sympatycznie.

Dwa okienka dalej mieszka kotka z kociętami; jej okienko (zakratowane) jest starannie osłonięte od zimna tekturą. Słyszałam o panu, który opiekuje się ta kotką, ale go jeszcze nie spotkałam. Jestem jednak pewna, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby kotkę wysterylizować i zaopiekować się kociętami, o ile byłby pewny, że nie spotka jej krzywda. Z okienka wyglądały podrośnięte już dwa kociaki: urocza delikatna krówka i pyzaty czarnulek. Mamy nie zauważyła, ale nie chciałam za długo tam się kręcić, aby nie budzić podejrzeń grupy groźnie wyglądających młodzieńców.

Sceneria tego miejsca jest arcyciekawa.
Z jednej strony super-market (naprawdę brzydki i mało użyteczny, moim zdaniem), z drugiej kamienice, które, filmowane od strony byłych podwórek mogłyby służyć jako sceneria do filmów o XIX wiecznych dzielnicach nędzy. Do tej pory klatka schodowa kamienicy Queen wydawała mi się najgorsza w całej dzielnicy. Ale teraz, jak po raz pierwszy w życiu rzuciłam okiem na klatki schodowe tych kamienic, wydaje mi się prawie luksusowa.
Ale tam właśnie mieszka pan, który dokarmia koty i opiekuje się kotka z kociętami, tak jak umie i na tyle na ile go stać.
Na tych ulicach mieszkają bardzo różni ludzie, tacy którzy dobrze sobie radzą i ci całkowicie wykluczeni oraz szczury, koty, gołębie, wróble, wrony i jeże żyjące w pewnej symbiozie.

byłam dzisiaj z Beatą , ponieważ pan poprosił w lecznicy o pomoc w złapaniu maluszków, a pani dr zwórciła się do Beatki i do mnie, chodziło głównie o pożycvzenie klatki łapki
dwa maluszki czarne jak kominarze już złapane , bezpieczne u pana w domu, zostały jeszcze dwa i kocica - będzie wysterylizowana :ok: miło że sa tacy ludzie jak ten pan - że los bezdomnych zwierzat nie jest im obojętny :ok:
a jak się potem okazało, to on i jego znajoma w ubiegłym roku odnaleźli naszego Kubusia Rudaska :ok:

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Sob wrz 18, 2010 8:25 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

jessi74 pisze:
ossett pisze:W chwilę potem zaczęłam się domyślać, dlaczego ludzie tu przeważnie lubią te koty.

I przekonałam się jak inteligentnymi zwierzątkami są szczury (tępione ciągle przez barbarzyńskie i barbarzyńsko wystawiane trutki).

Jakaś sprytna szczurza rodzinka zamieszkała parę metrów od śmietnika super-marketu i co odważniejsze szczurze podrostki wyprawiają się po żywność w samo południe i na oczach ludzi. Dwaj mali tubylczy chłopcy z wyraźną sympatią obserwowali dwa szczurki w okienku piwnicznym, które chowały się na widok przechodzących ludzi obok śmietnika ludzi. " O! boją się!". Zresztą szczurki wyglądały bardzo sympatycznie.

Dwa okienka dalej mieszka kotka z kociętami; jej okienko (zakratowane) jest starannie osłonięte od zimna tekturą. Słyszałam o panu, który opiekuje się ta kotką, ale go jeszcze nie spotkałam. Jestem jednak pewna, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby kotkę wysterylizować i zaopiekować się kociętami, o ile byłby pewny, że nie spotka jej krzywda. Z okienka wyglądały podrośnięte już dwa kociaki: urocza delikatna krówka i pyzaty czarnulek. Mamy nie zauważyła, ale nie chciałam za długo tam się kręcić, aby nie budzić podejrzeń grupy groźnie wyglądających młodzieńców.

Sceneria tego miejsca jest arcyciekawa.
Z jednej strony super-market (naprawdę brzydki i mało użyteczny, moim zdaniem), z drugiej kamienice, które, filmowane od strony byłych podwórek mogłyby służyć jako sceneria do filmów o XIX wiecznych dzielnicach nędzy. Do tej pory klatka schodowa kamienicy Queen wydawała mi się najgorsza w całej dzielnicy. Ale teraz, jak po raz pierwszy w życiu rzuciłam okiem na klatki schodowe tych kamienic, wydaje mi się prawie luksusowa.
Ale tam właśnie mieszka pan, który dokarmia koty i opiekuje się kotka z kociętami, tak jak umie i na tyle na ile go stać.
Na tych ulicach mieszkają bardzo różni ludzie, tacy którzy dobrze sobie radzą i ci całkowicie wykluczeni oraz szczury, koty, gołębie, wróble, wrony i jeże żyjące w pewnej symbiozie.

byłam dzisiaj z Beatą , ponieważ pan poprosił w lecznicy o pomoc w złapaniu maluszków, a pani dr zwórciła się do Beatki i do mnie, chodziło głównie o pożycvzenie klatki łapki
dwa maluszki czarne jak kominarze już złapane , bezpieczne u pana w domu, zostały jeszcze dwa i kocica - będzie wysterylizowana :ok: miło że sa tacy ludzie jak ten pan - że los bezdomnych zwierzat nie jest im obojętny :ok:
a jak się potem okazało, to on i jego znajoma w ubiegłym roku odnaleźli naszego Kubusia Rudaska :ok:


Super!Dobra robota! Bardzo się cieszę. :piwa:

Ciekawa jestem jak wygląda kocica. Może, któraś z tych, które widywałam w barze na terenie łowieckim.

Tam naprawdę jest stosunkowo dużo ludzi, którzy pomagają tym kotom jak potrafią, a ten pan to już jest naprawdę wyjątkowy.

[Wieczorem kręcą się tam niestety jakieś podejrzane i nienormalne typy, ale one raczej szkodzą ludziom niż kotom chyba, albo tylko coś tam sobie ględzą z nudów.
Naprawdę groźne dla ludzi mogą być agresywne młode dziewczyny...].

Ja niestety nie pomogłam złapać tego kociaka wyglądającego na chorego z terenów łowieckich i nie miałam czasu na wytropienie ile tam w ogóle jest kotów (i na drugiej stronie ulicy też) -jestem bardzo zaabsorbowana Misiem w tej chwili.

Wspominałaś kiedyś o "miłośnikach kotów" na Wejherowskiej-tam nawet kot w pojemniku niesiony przez opiekuna budzi wstręt. Spotkaliśmy z Misiem jednego takiego na przystanku autobusowym właśnie na Wejherowskiej. Strasznie narzekał na ludzi dokarmiających tam koty i fantazjował na temat ich ilości.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510, MruczkiRządzą i 87 gości