Weihaiwej pisze:Ciekawe, ile kociąt Queen urodziła i kiedy na nie trafisz.
Chyba dużo, bo była gruba jak beka, ale przy tym zwinna do końca.
Ale tam w piwnicy coś im szkodzi i umierają.
Czasem myślę, że umarły, a tu nagle coś tam śmiga w oddali. Albo pojawia się na podwórzu. Tak jak Kizia-Mizia.
Kociaki można zobaczyć jak zaczynają jeść same-jak skończą 4 miesiące. Zawsze są tak dobrze ukryte, że nie ma szans aby je odnaleźć. I nigdy ich nie słychać. Są bardzo grzeczne. (Chyba,że ktos zacznie grzebać w rupieciach-a w nocy może wejść tam każdy. Dzisiaj mogłabym zebrać sporo puszek po piwie.
Nie mogłam pójść do Queen i Kizi-Mizi przez dwa dni.
Dopiero dzisiaj rano koło 7.00 udało mi się tam dotrzeć (trochę za późno).
W piwnicy nikogo. Słyszałam jakieś chroboty, ale Queen się nie pojawiła.
Trochę to dziwne. Ostatnio, po urodzeniu kociąt zawsze jak kładłam jedzenie to pojawiała się od razu. Przez pierwsze dni najpierw syczała trochę na mnie, ale zawsze była. Może spała...
Piwnica w której znalazłam Krółewnę nie ma żadnych przejść do innych piwnic i żadnych schowków. Queen chyba nie zostawiłaby tam kociaka.
Gdyby to był jej kociak to nie słuchałaby obojętnie jego płaczu...
Nic z tego nie rozumiem na razie. Mam nadzieję, że te jej kociaki żyją.
Różne mi myśli przychodzą do głowy..
Na ulicy było zupełnie pusto. Lało. Nie było ludzi, nie było gołębi.
Jednak przeszłam się parę razy w jedna i w druga strone i okazalo się, że jednak jest tam ktoś. Pod samochodem siedziało skulone Murzyniątko. Podstawiłam mu pasztecik, a ono przeniosło się na drugą stronę pod inny samochód. Tam też mu postawiłam pasztecik, nawet powąchało, ale nie jadło.
Wygląda na to,że ono je tylko z Kingiem (albo nawet z Kizią-Mizią).
Nie mogłam tam długo zostać, więc postanowiłam zostawić kierowcom informacje,
że pod samochodem może siedzieć kotek. Jak tak sobie pisałam, to pojawił się młody człowiek wyglądający na studenta i zapytał czy ja te koty wyłapuje czy tylko spisuję.
I dalej tak mowił:
" Jest tu tak dużo kotów. To WINA tych ludzi, którzy je dokarmiają. Dużo ludzi tu je dokarmia. Trzeba zadzwonić do Urzędu Miasta, żeby zrobili z tym porządek" .
Przyznał, że wie że są tu również szczury, ale nie miał za bardzo ochoty słuchać moich morałów i szybko odszedł.
Ciągle lało. Murzyniatko przeniosło sie znowu pod inne auto. Woda go otaczała, a ono tak siedziało. I nagle w krzakach pojawił się King. Deszcz nie deszcz, a King obchód musi zrobić o właściwej porze.. Nie zatrzymał się na poczęstunek, nie zatrzymał się na długo przy Murzyniątku. Ale ono pobiegło za nim. Czekało na niego!
Złapać go można chyba na Kinga tylko...
A złapać trzeba, bo długo nie przetrwa przy takim trybie życia.
Nie wiem też jak długo przetrwa King...
King na pewno pochodzi z tej rodziny, ale jest oswojony, daje się głaskać; musiał być trochę w domu u kogoś.
{Jest Tak bardzo zaprzyjaźniony z Queen. Trącali się pyszczkami nawet jak Queen była w ciąży. Może to brat Queen? Ich było czworo , a czarny zaginął...}
Królewna już ma śliczne oczka. Zrobiła wczoraj ładne kupki po raz pierwszy.
Dzisiaj trochę rzadszą. Mleczko już pije z butelki-zaskoczyła od razu na smoczek dołączony do Mixolu. Te kupione w sklepach zoologicznych nadają się na zabawki jednorazowe dla kociąt Kizi-Mizi.
Tylko pręgusek Pimpuś nie uszkodził smoczka podczas konsumpcji. Dorosłe koty podkradały mi buteleczkę Królewny. Dwa razy odebrałam Orfiemu (też z tego klanu) smoczek Królewny. W końcu jednak buteleczka Queen zniknęła na dobre i musiałam kupić świeży Mixol.
Jak się tam dłużej pokręcę i w dzień i w nocy to może więcej się dowiem i coś się wyjaśni.