Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie wrz 05, 2010 22:10 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:Roczna Risu cian z przedlużonym włosem z piwnic Queen.
Ma chyba jakiś gen norweskiego leśnego. Wygląda jak jego miniaturka, albo jak czarna wiewióreczka.
Jeszcze nie wysterylizowana, prawie cale lato zamęczała mnie swoją rujka.
Bardzo zmarniała i zbrzydła przez to i czas ją wysterylizować
Obrazek


Przez dwa miesiące nie zwracała uwagi na maluchy Kizi-Mizi, a nawet syczała na nie.
Przez trzy ostatnie dni była wściekła na mnie i na koty. Nawet dzisiaj jeszcze biła mnie łapką i łapała zębami.

A przed chwilą nakryłam ją na wylizywaniu jednego z małych. Jeszcze wczoraj nie uwierzyłabym,że to może się zdarzyć!

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

to dzisiaj chyba jakiś "przełomowy" dzień wśród kotów, bo ja właśnie też "nakryłam " swojego Mietka jak śpi z tymczasami, przytulony, futro w futro :mrgreen:

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Nie wrz 05, 2010 22:31 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Jessi, przyszło mi właśnie na myśl, że aby zachęcić ludzi do sterylizacji ich kotek trzeba by im pokazywać zdjęcia kocic "przed" i "po".
Melania była chuda jak szczapa i lekarze widząc ją podejrzewali FiP, FIV i białaczkę.
A teraz jest bardzo sexy.
Risu cian (i starsza od niej brązowa Wiewióra) strasznie schudły, wyglądają jak szczapy. A po sterylizacji na pewno znowu będą pięknościami.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 05, 2010 22:47 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:Jessi, przyszło mi właśnie na myśl, że aby zachęcić ludzi do sterylizacji ich kotek trzeba by im pokazywać zdjęcia kocic "przed" i "po".
Melania była chuda jak szczapa i lekarze widząc ją podejrzewali FiP, FIV i białaczkę.
A teraz jest bardzo sexy.
Risu cian (i starsza od niej brązowa Wiewióra) strasznie schudły, wyglądają jak szczapy. A po sterylizacji na pewno znowu będą pięknościami.

niektórym trzeba tysiące argumentów przedstawiać, dwie przecznicę bliżej centrum zabrałyśmy kiedyś kotkę do sterylki, od karmicielki - podstępem i prawie siłą :evil: , do tej pory jak mnie widzi, to zarzeka się że kotce w głowie się po sterylce przewróciło, jest jakaś "inna" i na pewno cierpi bo jest okaleczona :evil: :evil: :evil: :evil: Zawsze mam ochotę odpowiedzieć , że babie się w głowie poprzewracało nie kotce :evil:
ale sa i też w porządku niektórzy, czarną Margo z ul Prądzyńskiego karmicielka sama złapała i nas tylko poprosiła o pomoc w zawiezieniu na sterylkę :ok:

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Pon wrz 06, 2010 18:58 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

jessi74 pisze:zabrałyśmy kiedyś kotkę do sterylki, od karmicielki - podstępem i prawie siłą :evil: , do tej pory jak mnie widzi, to zarzeka się że kotce w głowie się po sterylce przewróciło, jest jakaś "inna" i na pewno cierpi bo jest okaleczona :evil: :evil: :evil: :evil: Zawsze mam ochotę odpowiedzieć , że babie się w głowie poprzewracało nie kotce :evil:
ale sa i też w porządku niektórzy, czarną Margo z ul Prądzyńskiego karmicielka sama złapała i nas tylko poprosiła o pomoc w zawiezieniu na sterylkę :ok:


Szkoda ,że użyłyście podstępu i siły. Cel nie uświęca środków.

Ta pani, która opiekuje się kotką na pewno jest emocjonalnie z nią związana.

Wierzę jej, że kotka może być jakaś inna. Nie z powodu okaleczenia (jak by nie było to jednak ją trochę bolało) , ale stresu z nią związanego. Znajoma pani o wielkich zasługach na polu sterylizacji i kastracji zwierzyła mi się ,że przed sterylizacją kotka Kasia podchodziła blisko i dawała jej się głaskać, a potem przez 8 lat już nie pozwoliła się dotknąć.
Koty są bardzo wrażliwymi istotami, wrażliwszymi od wielu ludzi.
Sama tego nie wiedziałam przy moich pierwszych dwóch kotach i popełniałam wiele okropnych błędów. Mam nadzieję, że ten pierwszy, Miauczatek, już od wielu lat (od 25)znajdujący się w kocim raju wybaczy mi moje podłe uczynki. Mam tez nadzieję, że moja pierwsza piwniczanka Ernestyna(6lat i 7 miesięcy) wybaczy mi jeszcze kiedyś moją gruboskórność. karze mnie za nią już od 3 lat, ale ostatnio jakby trochę złagodniała...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 06, 2010 19:14 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Przewidywałam co najgorsze, jeżeli chodzi o los Murzyniątka,ale nie jest źle na razie.
Dzisiaj ok. 14 zastałam na podwórzu Kizi-Mizi ją samą, Kinga i Murzyniątko. jadło tylko razem z Kingiem albo z Kizia -Mizią. Potem dorośli gdzieś sobie poszli, a małe zwinęło się w kłębuszek i czujnie zasnęło. Wczraj wieczorem też tam podobno było i jadło razem z Kizią-Mizią. Tam jest w miarę bezpieczne i oby zostało tam jak najdłużej dopóki go nie uda mi się go zabrać.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 06, 2010 19:28 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Ale za to w piwnicach Queen dramat. Wchodzęi słysżę bardzo głośne wołanie kociaka.
W całkiem pustej piwnicy leży na środku czarnego klepiska biały duży worek na nim mąły pręgowany kociaczek drący się bardzo głośno.
Pomyślałam, że to może Queen przenosiła wlaśnie kociaki i nie zdążyłą go wziąc. Ale chyba nie...
Potem napisz co było dalej, bo małe chce chyba jeść.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 06, 2010 22:35 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

W piwnicy -jadalni znalażłam zmagazynowanego nieżywego młodego szczura(chyba zaduszony)
Zostawiłam jedzenie-pojawiła się na korytarzu piwnic Queen. Poszłam sobie będąc pewną, że Queen weźmie małe bo strasznie się darło.
Wróciłam z ok. 1,5 godziny, w piwnicy cisza, ale jak małe usłyszało ,że ktoś idzie to zacżęło znowu krzyczeć. Queen tym razem ani śladu, ale jedzenia troche ubyło.
Małe można było wziąć za ślepy miot bo oczka miało zaciśnięte i widać było zaschniętą ropę (i dużo jej było).Mam je siła otwierać jak się zlepią. Nosek i pyszczek miało pobrudzony ziemią.
[Jednak nie jest już ślepym miotem i prawo je chroni].
Chyba jednak ktoś je znalazł, albo w tej piwnicy albo i gdzie indziej i zostawił tam gdzie są koty( tak było z Ernestyną, miała ok.3,5tygodnia jak została znaleziona w piasku i wrzucona do piwnicy -"bo tam są koty").
Tylko czy jest to dziecko Queen? I dlaczego go nie ukryła jak sobie poszłam?
A może to jej ostatnie żywe kocię?
Queen to bardzo dobra matka. Ma dwa lata(chociaz tutejsza p. Ania bierze ja za jej 6 letniąmatkę, już chyba nieżyjącą) więc jest dość doświadczona. Czyżby dokonała selekcji naturalnej i odrzuciła kociaka? Nie wyglądał na bardzo chorego...
Ropy w oczkach było dużo; p. doktór powiedziała, że gdybym go znalazła jutro to oczek by już nie było. Ale po zastrzyku penicyliny(jak nie pomoże to dostanie silniejszy antybiotyk)i po jednej kropli floksalu (ma dostawać nawet co 3 godziny)już się ropa ie wydobywa.
Małe zjadło kika ml Mixolu . Zakrapiałam je na prześlczny malusieńki jężyczek.
bardzo ładnie łyka.
Teraz śpi. To według mojej oceny kociczka ,
Została skropiona odpchlaczem przez p. doktór., która powiedziała, że jest więcej pcheł niż kota. Rzeczywiście wielkie były!
Trochę się bałam, że już po małej jak wróciłam do domu , bo była zimnawa.
Rozgrzałam ją na własnym ciele. Podobało się jej to i było skuteczne.
Jeszcze trochę mleczka zaraz dostanie bo zaczyna piszczec. Chyba w nocy nie trzeba będzie jej karmić. P. doktór oceniła ją na ok. 2 tygodnie więc mogłaby być dzieckiem Queen.
Ale na ten biały worek w tej piwnicy położył ją chyba jednak jakiś człowiek.
A wspominałam już jacy ludzie tam schodzą.
Nie wiem jak długo leżała. Wczoraj nie byłam tam. Chyba jednak nie od wczoraj, nie miałaby już tyle siły. To już reguła-jak jeden dzień mnie tam nie ma to zawsze czeka na mnie jakaś "niespodzianka", przeważnie przykra. Ale ta jest słodka. Ma bardzo ładny okrągły łepek w wyraźne pręgi-trochę inne niż Queen, ale to może po tatusiu.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 06, 2010 22:43 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Broniła się dzielnie przed kroplami i teraz się drze. Cwaniaczka! Będziemy jeśc teraz!

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 07, 2010 0:07 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Nie. Nie chciała jeść. Bardzo mocno i mam nadzieję smacznie śpi. Wyłazlo z jej futerka jeszcze parę tlustych pcheł i zaraz padło. Te pchły zrobiły ogromne wrażenie na lekarce. Tych piwnic nie da się odpchlić. Ale i na dzikich kotach można je zwalczać. Do klatki ściskającej i spot-on.
Ale mało który lekarz taka klatkę ma. Znajoma próbowala odpchlić dziką kotkę, która była sterylizowana na talon z zastosowaniem cięcia na brzuszku; tam takiej klatki nie mają. Kotka jadła kurczaka, ale jak jej znajoma chciała zaaplikować Frontline, odwróciła głowę i znajoma psiknęła jej odpchlacz prosto do syczącego pyszczka.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 07, 2010 0:43 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Postanowiłam złapać ciężarną Queen, aby nie dopuścić do tego aby jeszcze rodziła w tych piwnicach. Są bardzo niezdrowe dla kociąt. Myślałam albo o aborcyjnej sterylizacji (kórą nasza pani doktór robi bardzo dobrze albo o tym aby urodziła w domu, w klatce(chociaż to byłby stres...)). W każdym razie zdecydowałam się. I wtedy Queen nie pokazywała się nikomu przez parę dni. Nawet bałam się, że może umarła w czasie porodu...(to się przydarzyło trzy lata temu dzikiej (ale bardzo proludzkiej) Kasi.... Ale nie. Queen się jednak pojawiła w końcu na dachu i siedziała tam parę dni. A potem spała za szopą, a Kizia-Mizia wołała ją do jedzenia... A potem urodziła w piwnicy jak chciała i jak lubi. Jestem skłonna uwierzyć, że koty potrafią czytać w ludzkich myślach.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 07, 2010 1:47 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Queen:
Obrazek

Czy to mała Królewna?
Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 07, 2010 8:00 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Koło 5 obudziła mnie przenikliwa syrena alarmowa to był czas na pierwsze śniadanie Królewny. Próbowałam to zignorować, ale się nie dało. Zanim się zorganizowałam, to Królewna zirytowana zasnęła, a potem to już był czas na drugie. Najlepsza pozycja karmienia to Królewna zatknięta za moim dekoltem(tak jak kangurek ale mordką do mnie). Gdy czuje ciepło ciała to szybko się uspokaja i ładnie je, inaczej to strasznie się kręci, wyrywa i wierzga. Bardzo zręcznie wpina się na człowieka!(Ale jeszcze nie wiem jak z chodzeniem bo nie mam przygotowanego odpowiedniego wybiegu. Na razie karmię strzykawką po małej kropelce na języczek, który ładnie szykuje na mleczko podwijając jego brzegi.Ma odruch ssania, smoczek z Mixolu chyba jej się podoba, ale jeszcze muszę zrobić w niej odpowiednią dziurkę; jeszcze nigdy nie udało mi się zrobić odpowiedniej to jest koszmar, powinni od razu produkować smoczki z dziurkami różnej wielkości.

Iskanie nieżywych pcheł z jej futerka nie podobało jej się zdecydowanie.
Te pchły są straszliwie tłuste. Jeszcze takich nie widziałam.

Ropa już przestała się już wydobywać z oczu; kolejny raz penicylina bardzo szybko pomogła, a lekarka szykowała się na podanie silniejszego antybiotyku, jak by nie pomogło. Królewna już otworzyła sama oczka i zobaczyła mnie i świat. Pierwszy raz, bo w piwnicy widziała tylko ciemność.

Robi siusiu, ale kupki jeszcze nie. Ogonek ma trochę pobrudzony czarnawym płynem(kupka?).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw wrz 09, 2010 14:21 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Ossett, czytam Sagę Dachowców czekając na każdy kolejny rozdział.

Trzymam kciuki za małą, żeby szybko rosła i dopisywały jej zdrowie i apetyt. Powodzenia!
Ciekawe, ile kociąt Queen urodziła i kiedy na nie trafisz.

Weihaiwej

 
Posty: 1594
Od: Pon maja 23, 2005 19:34
Lokalizacja: Wro

Post » Czw wrz 09, 2010 21:23 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Weihaiwej pisze:Ciekawe, ile kociąt Queen urodziła i kiedy na nie trafisz.


Chyba dużo, bo była gruba jak beka, ale przy tym zwinna do końca.
Ale tam w piwnicy coś im szkodzi i umierają.
Czasem myślę, że umarły, a tu nagle coś tam śmiga w oddali. Albo pojawia się na podwórzu. Tak jak Kizia-Mizia.

Kociaki można zobaczyć jak zaczynają jeść same-jak skończą 4 miesiące. Zawsze są tak dobrze ukryte, że nie ma szans aby je odnaleźć. I nigdy ich nie słychać. Są bardzo grzeczne. (Chyba,że ktos zacznie grzebać w rupieciach-a w nocy może wejść tam każdy. Dzisiaj mogłabym zebrać sporo puszek po piwie.

Nie mogłam pójść do Queen i Kizi-Mizi przez dwa dni.

Dopiero dzisiaj rano koło 7.00 udało mi się tam dotrzeć (trochę za późno).
W piwnicy nikogo. Słyszałam jakieś chroboty, ale Queen się nie pojawiła.
Trochę to dziwne. Ostatnio, po urodzeniu kociąt zawsze jak kładłam jedzenie to pojawiała się od razu. Przez pierwsze dni najpierw syczała trochę na mnie, ale zawsze była. Może spała...

Piwnica w której znalazłam Krółewnę nie ma żadnych przejść do innych piwnic i żadnych schowków. Queen chyba nie zostawiłaby tam kociaka.
Gdyby to był jej kociak to nie słuchałaby obojętnie jego płaczu...

Nic z tego nie rozumiem na razie. Mam nadzieję, że te jej kociaki żyją.
Różne mi myśli przychodzą do głowy..

Na ulicy było zupełnie pusto. Lało. Nie było ludzi, nie było gołębi.
Jednak przeszłam się parę razy w jedna i w druga strone i okazalo się, że jednak jest tam ktoś. Pod samochodem siedziało skulone Murzyniątko. Podstawiłam mu pasztecik, a ono przeniosło się na drugą stronę pod inny samochód. Tam też mu postawiłam pasztecik, nawet powąchało, ale nie jadło.
Wygląda na to,że ono je tylko z Kingiem (albo nawet z Kizią-Mizią).
Nie mogłam tam długo zostać, więc postanowiłam zostawić kierowcom informacje,
że pod samochodem może siedzieć kotek. Jak tak sobie pisałam, to pojawił się młody człowiek wyglądający na studenta i zapytał czy ja te koty wyłapuje czy tylko spisuję.
I dalej tak mowił:
" Jest tu tak dużo kotów. To WINA tych ludzi, którzy je dokarmiają. Dużo ludzi tu je dokarmia. Trzeba zadzwonić do Urzędu Miasta, żeby zrobili z tym porządek" .
Przyznał, że wie że są tu również szczury, ale nie miał za bardzo ochoty słuchać moich morałów i szybko odszedł.
Ciągle lało. Murzyniatko przeniosło sie znowu pod inne auto. Woda go otaczała, a ono tak siedziało. I nagle w krzakach pojawił się King. Deszcz nie deszcz, a King obchód musi zrobić o właściwej porze.. Nie zatrzymał się na poczęstunek, nie zatrzymał się na długo przy Murzyniątku. Ale ono pobiegło za nim. Czekało na niego!
Złapać go można chyba na Kinga tylko...
A złapać trzeba, bo długo nie przetrwa przy takim trybie życia.
Nie wiem też jak długo przetrwa King...
King na pewno pochodzi z tej rodziny, ale jest oswojony, daje się głaskać; musiał być trochę w domu u kogoś.
{Jest Tak bardzo zaprzyjaźniony z Queen. Trącali się pyszczkami nawet jak Queen była w ciąży. Może to brat Queen? Ich było czworo , a czarny zaginął...}

Królewna już ma śliczne oczka. Zrobiła wczoraj ładne kupki po raz pierwszy.
Dzisiaj trochę rzadszą. Mleczko już pije z butelki-zaskoczyła od razu na smoczek dołączony do Mixolu. Te kupione w sklepach zoologicznych nadają się na zabawki jednorazowe dla kociąt Kizi-Mizi.
Tylko pręgusek Pimpuś nie uszkodził smoczka podczas konsumpcji. Dorosłe koty podkradały mi buteleczkę Królewny. Dwa razy odebrałam Orfiemu (też z tego klanu) smoczek Królewny. W końcu jednak buteleczka Queen zniknęła na dobre i musiałam kupić świeży Mixol.

Jak się tam dłużej pokręcę i w dzień i w nocy to może więcej się dowiem i coś się wyjaśni.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw wrz 09, 2010 21:57 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:
jessi74 pisze:zabrałyśmy kiedyś kotkę do sterylki, od karmicielki - podstępem i prawie siłą :evil: , do tej pory jak mnie widzi, to zarzeka się że kotce w głowie się po sterylce przewróciło, jest jakaś "inna" i na pewno cierpi bo jest okaleczona :evil: :evil: :evil: :evil: Zawsze mam ochotę odpowiedzieć , że babie się w głowie poprzewracało nie kotce :evil:
ale sa i też w porządku niektórzy, czarną Margo z ul Prądzyńskiego karmicielka sama złapała i nas tylko poprosiła o pomoc w zawiezieniu na sterylkę :ok:


Szkoda ,że użyłyście podstępu i siły. Cel nie uświęca środków.

Ta pani, która opiekuje się kotką na pewno jest emocjonalnie z nią związana.

Wierzę jej, że kotka może być jakaś inna. Nie z powodu okaleczenia (jak by nie było to jednak ją trochę bolało) , ale stresu z nią związanego. Znajoma pani o wielkich zasługach na polu sterylizacji i kastracji zwierzyła mi się ,że przed sterylizacją kotka Kasia podchodziła blisko i dawała jej się głaskać, a potem przez 8 lat już nie pozwoliła się dotknąć.
Koty są bardzo wrażliwymi istotami, wrażliwszymi od wielu ludzi.
Sama tego nie wiedziałam przy moich pierwszych dwóch kotach i popełniałam wiele okropnych błędów. Mam nadzieję, że ten pierwszy, Miauczatek, już od wielu lat (od 25)znajdujący się w kocim raju wybaczy mi moje podłe uczynki. Mam tez nadzieję, że moja pierwsza piwniczanka Ernestyna(6lat i 7 miesięcy) wybaczy mi jeszcze kiedyś moją gruboskórność. karze mnie za nią już od 3 lat, ale ostatnio jakby trochę złagodniała...

To na pewno dla kotki ogromny stres, ale ta pani od pięciu lat rozmnażała kotkę, nie zapenwiając maluszkom godziwego bytu :twisted: Jasne że cel nie uświęca środków, ale nasza pomoc dla kotów to głównie zapewnienie im łatwiejszego życia :oops:
inna karmicielka zresztą też w tym rejonie "nie spieszyła" się ze złapaniem kotki na sterylizację, kocica urodziła, zaprowadziła maluchy do opuszczonej hali.... nie wiemy co się stało.... ale kiedy wreszcie udało się dostać do hali, małe leżały tam jak zasuszone szkieleciki...... umarły śmiercią głodową :( :( :( myślę że to jest to prawdziwe kocie podziemie..... niewiele osób ma świadomość co dzieje się z tymi ślicznymi kuleczkami, które rodząc się na ulicy skazane są na śmierć :( :(
ossett ! staram się podczytywać ! podziwiam za to co robisz dla tych kotów :kotek: :1luvu:

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 90 gości