Jestem właśnie w trakcie 3 dokocenia i jest źle

Pierwsza była Klara długo była jedynakiem, była wspaniałym, kochanym, pierwszym własnym kotem, bardzo charakternym, gdy miała 7 lat w domu pojawił się malutki Kacperek znaleziony na podwórku. Po 2, 3 dniach było już OK. Ona prychała, on nic sobie z tego nie robił, żyły w zgodzie, bawiły się razem, jak mały przeginał dostawał burę, ale nigdy nie spały razem i nie lizały się.
Klara odeszła w wieku 12 lat, nie chciałam kolejnego kota, ale pojawiła się pod moim oknem kotka, którą ktoś wyrzucił z domu, a że zaczynały się chłodne dni, więc w domu pojawiła się Ruda.
Kiedy Kacper ją zobaczył zjeżył się cały, zaczął prychać, a ona powędrowała przez cały pokój na poduszkę pod kaloryferem i tak już zostało. Po 2 dniach podchodów Kacper, dał sobie spokój. Żyły w zgodzie, bawiły się razem, ale znowu bez wielkiej miłości. Kacper odszedł w kwietniu tego roku na nerki.
A w maju adoptowaliśmy 2 kocury ze schroniska, z jednego domu: Maćka 10 lat i Bruna 3 lata (kastrowane). Minęły 4 miesiące. Nie jest dobrze.
Ruda mieszka w naszej sypialni, pod łóżkiem, ma tam kuwetę i jedzenie, nie wychodzi, nie chce nawet patrzeć na Bruna, ucieka przed nim i prycha.
Maciek mieszka w drugim pokoju, wychodzi tylko do kuchni lub na przedpokój, ale tylko kiedy nie ma Bruna w pobliżu, prycha i panicznie się boi. Ruda z Maćkiem widziały się do tej pory tylko z daleka i się nie znają.
A Bruno jak to Bruno patroluje teren.
Jesteśmy po 2 terapiach Bacha, 2 Feliwayach i jakim żelu na uspokojenie Kalm Aid. Tracę już nadzieję, że będzie lepiej. Maciek i Bruno są z jednego domu zostały razem oddane do schroniska, a się nie znoszą. Wydaje mi się, że Bruno powinien być jedynakiem

Jakieś pomysły na ratowanie sytuacji?