Zła jestem dzisiaj i niewyspana jak nie wiem co!

Moje kochane kotecki urządziły sobie rodeo w przedpokoju o 2 w nocy, przewracając wieszak na ciuchy i robiąc taki rejwach, że chyba cały blok się obudził.

Zaczęło się od galopady po kuchni i przedpokoju - stado wkurzonych hipopotamów w pełnym biegu nie narobi tyle tupotu, co te dwa głupole

Pompon polował chyba na Frędzelka, bo Frędzelek jako spaślak jest raczej kotkiem przyziemnym, niezbyt chętnie wskakującym na meble (no chyba, że bym tam wołowinkę zostawiła nieopatrznie) No więc Pompon w pełnym pędzie przeleciał przez blacik w kuchni strącając po drodze kilka drobiazgów, które tam leżały, jak na przykład łyżeczka do herbaty i plastikowe pudełko z przyprawami. Huk oczywiście mnie zbudził - poszłam więc do kuchni opierniczyć gadziny. Winowajcy oczywiście udawali, że to wcale nie oni, patrzyli na mnie wielkimi i zdziwionymi oczkami siedząc grzecznie ramię w ramię obok siebie, a ich winę zdradzały tylko poruszające się rytmicznie ogony - widomy znak napięcia emocjonalnego

Strzeliłam pogadankę na temat tego co im zrobię jak się nie uspokoją, oni z minami niewiniątek i skruszonych maleństw, udawali, że już nigdy więcej... Jak tylko zamknęły się za mną drzwi od sypialni zaczęły dochodzić do mnie dźwięki kociej dyskusji, to jest przeciągłe "miaaauuuu!" Pompona i Frędzelkowe "sssss..." oraz inne groźby karalne. Po czym galopada zaczęła się od nowa i chłopakom właśnie wtedy udało się ten ciężki wieszak przewrócić

Że któryś nim w łeb nie dostał jest to cud i jawna niesprawiedliwość. Jak by nie to, że ów wieszak naprawdę jest ciężki, to bym to niedopatrzenie losu zaraz skorygowała wymierzając sprawiedliwość. Wyskoczyłam z sypialni z taką miną, że oba koty jak tylko spojrzały w moje groźne oblicze, natentychmiast teleportowały się na meble w kuchni, gdzie są poza zasięgiem moich rąk. Rano, kiedy wstałam chłopaki nie przyszli się od razu przywitać, jak to mają w zwyczaju, tylko najpierw z bezpiecznej odległości przyjrzeli mi się starannie, azaliż mi już przeszło
