Wczoraj po przemyśleniach, rozmowach z córkami i konsultacji z Izydorką (pozdrawiam

), doszłam do wniosku, że nawet jeśli Djuna pojedzie podleczona do domku, to i tak nie ma gwarancji, że czegoś jednak nie przywlecze.
Już po napisaniu wcześniej maila do domu, w którym napisałam o odłozeniu terminu przyjazdu, postanowiałm zadzwonić i rozmówić się osobiście. Odebrała Pani o miłym, ciepłym głosie. Porozmawiałyśmy trochę. Opowiedziałm jej o moich przemyśleniach i że niech oni też przemyślą i się zastanowią.
I taką mam odpowiedź:
"Witam ponownie,
Pani Basiu, ustalony termin przyjazdu Djunki jest dobry.
Pomimo grzybka proponuję zaryzykować.
Liczę na to, że odporność naszych organizmów jest na tyle silna, że
poradzimy sobie z tą przypadłością. Przecież nie wszyscy od razu
chorują. Dju niestety miała kontakt z innymi kociakami i tak to bywa.
Jedynie co zrobimy to kociaki zaszczepimy.
Co do pazurków, widzę, że trzeba będzie zastosować tzw. "terapię ciepłych słówek i
czułości". W przypadku Neonka to pomaga, więc może sprawdzi się z Dju.
Pazurki obcinam osobiści. Mąż trzyma, a ja tnę

Pozdrawiam, do usłyszenia"
Tak więc mnyślę, że Dju pojedzie jutro do domu. Teraz śpi jak aniołek i nie ma pojęcia o niczym.
Dostałam tez bardzo wzruszający email z zapytaniem o Dju, który zaczyna się tak:
"Witam!
Właśnie patrzyłam na Gumtree szukając jakiegoś kociaka, ponieważ moja mama od dawna mowiła, że chciałaby mieć kota i doznałam szoku.Zobaczyłam ogłoszenie Dju z przypadku ponieważ nie myślałam o doroslym kocie i znajomi mi odradzają adopcji 7 letniej kotki. Ale.. no własnie ale Dju mnie zauroczyła.. ma coś takiego w sobie.."
Tyle, że dalej dowiaduję się, że w domku jest kilka psów i rozpieszczony babciny kot (bo domek chyba wychodzący). M. in są dwa bliżniaki ratlerki. Kiedy wyobrażę sobie Djunę w akcji z dwoma jazgotliwymi zazwyczaj ratlerkami to sama się do siebie uśmiecham.
Chociaż właściwie to tragiczne by było...
Takzę odpiszę temu domkowi grzecznie i podziękuję za wielkie serce dla Djuny - przedstawicielki starszych wiekiem.
Ale te dwa ratlerki... Nie mogę się powstrzymać od śmiechu, kiedy sobie wyobrażę...
Nie muszę chyba pisać, że przeżywam mega stres i niepewność w związku z nowym domkiem dla Djuny. Ale jest tyle plusów - przede wszystkim determinacja, z jaką Ci ludzie jednak zabiegają o Djunę.
Mam nadzieję, że tak pozostanie na zawsze.
Pozdrawiamy z bardzo pochmurnych, zimnych i deszczowych Tychów.