no i dupa.
jestem teraz w w-wie, mialam pociag o 1340, kolo 13 wpadlam do domu zabrac rzeczy, dac Cynamonowi przesylke od Gibutkowej i pogadac z Malymi chwile. Wyszlam z Reneshem na balkon, trafilam akurat moment, gdy pani, ktora tez dokarmia bezdomniaki, wracala ze spaceru.przywolala mnie na dol.
Wczoraj Krzywy Ogonek , czyli czarna mamusia, zostala potracona przez auto

poleciala kawalek, upadla. Pozniej,krawiac, w szoku uciekla. Schowala sie w betonowych plytach - m. in. tam karmimy bezdomniaki. Szukalam jej tam, ale nie wdzialam. Balysmy sie ze lezy i nie ma sily sie odezwac

Malego tez nie bylo

Wszystko w dodatku przy absolutnym niedoczasie, bo pociag zaraz, a spotkanie w W-wie wazne i nie mozna zrezygnowac

TZ mnie zgarnal z domu i zawiozl na dworzec. Tak sie przejelam Krzywym Ogonkiem, ze zrobilo mi sie slabo w aucie

Pociag byl spozniony wiec stalismy troche na peronie, rozmawialismy o kotach. I TZ mnie zaskoczyl. Negatywnie. Ogolnie to on jest glosem rozsadki, stopuje mnie i sprowadza na ziemie. Ale jak uslyszlama, ze bede druga Voletta Villas to az musialam odejsc. Ogolnie wszystko sie sprowadza do tego ze mam tak nie przezywac, bo nie da sie wszystkim pomoc. Zatkalo mnie. Malo sie tam nie poplakalam. Az sie we mnie zagotowalo w srodku. Tak to juz jest , ze sie denerwuje, gniote cos w sobie a konczy sie na tym, ze wymiotuje krwia:(
Pozniej TZ przeprosil, jak juz jechalam. Powiedzial ze sie martwi o mnie i o moje reakcje... Fakt, ja tez troche sie wystraszylam jak zaczelam 'odlatywac' w aucie.
Poprosilam Sylwie zeby ustalila ze schroniskiem, czy nie ma Krzywego Ogonka w schronisku - nie ma. Ustalilam z vetem, ze bedzie dla niej miejsce w szpitaliku gdyby udalo sie ja odnalezc.TZ jak wrocil z pracy poszedl szukac kota. Jak sam przyznal zakladal, ze bedzie ja zbieral z ziemi. Bylam na linii jak ja namierzyl - zachowywala sie normalnie, biegala, byla nieufna, nie dala do siebie podejsc. Odmowilam veta, moze uda sie ja pozniej zlapac.
Chce ja wysterylizowac, znalezc malemu dom. Nie wiem jak to zrobic w sytuacji, gdy nie ufaja mi do konca - zachowuja minimum metrowy dystans. W dodatku nie moge ich przetrzymac w domu, ani przetymczasowac
