Jestem w morderczym nastroju od soboty

I nie potrafię tego zmienić...
Pokroiliśmy ponad 4 kg mięsa dla demolek i okazało się, że jest to prawie niezjadliwe

Najciekawsze jest to, że każdy z rodzajów mięsa podczas krojenia był pożerany z donośnym mruczeniem

Po wymieszaniu mięso stało się niesmaczne i koty jedzą tylko jak już naprawdę są głodne

Ale tym razem obiecałam, że się nie poddam - mają jeść, nic innego nie dostaną.
Rosen chyba skontaktował się z Lilly

W nocy obgryzał kartonik chusteczek i bawił się w wyjmowanie ich. Kuba w międzyczasie rozmontowywał futrynę z drzwi

Wstawaliśmy na zmianę, żeby wyrzucić Rosena z sypialni i zamknąć drzwi, a za pół godzinki wstawaliśmy, żeby otworzyć drzwi i poprawić futrynę

Dopiero rano mogliśmy użyć hałasującego sprzętu żeby tą futrynę zamontować porządnie...
Z samego rana w sobotę przyszła na śniadanie bura kotka. Z dziećmi... Piękny czekoladowy kotek z małymi białymi plamkami i bury pręgusek (może ma jakieś plamki na podwoziu, ale nie widziałam ich). Płeć nieznana. Bury nie dał się złapać, czekoladowego złapałam, ale był przerażony... Wyglądają na zdrowe. Dziczeją... Kombinujemy co z nimi zrobić... Wszyscy sąsiedzi je dokarmiają, ale głównie "śmieciami". Jakieś pomysły?

Mogę je wyłapać, jak się uprę to mogę je kilka dni przetrzymać, ale DT na dłużej zostać nie mogę...
I tak oto pojawił się mój nastrój...
