[quote="vega29"
No niestety... była równe 2 tygodnie w schronisku, a wygląda jakby spędziła tam całe życie

Nie wiem, co teraz zrobię, jeśli znowu znajdę kota, którego nie będę mogła zatrzymać... chyba przyjdzie mi minąć bez słowa
r.[/quote]
Vega,sorry,moim zdaniem nie tu był błąd że wzięłaś kociaka a że zaniosłaś go do schronu,czyli że działałaś pod presją męża,jak piszesz"o wielkim sercu".
Że nie zadecydowałaś sama co masz zrobić..chyba w Twoim domu jest choć skrawek należący do Ciebie? Takie małe stworzonko-nie wiem czy ona waży nawet kilo-na pewno mogłoby się zmieścić w każdym mieszkaniu,jeśli tylko byłoby zrozumienie partnera dla naszych uczuć(już nawet nie mówię że dla uczuć zwierzęcia..)
Dla Mrusi lepsze byłoby przebywanie przez te kilka dni nawet w transporterku u Ciebie ( w koterii jak widziałam koty mają michy w klatkach wielkości dwóch transporterków i siedzą na pieluszkach)-wiadomo to nie jest komfort dla kota ale na pewno to mniejsze zło niż schronisko ,bo jest spokój,nie grożą choroby a i czasem przyjazny ludż pomizia,no i jest normalne,choćby najbiedniejsze jedzonko,a nie bezkształtna breja nie wiadomo czego..
czy Twój TZ widział Mrusię i wie co jej zrobił swoją decyzją i scysjami jak miałaś jej braciszka,czy widzi jak zdołował Ciebie używając argumentów poniżej pasa..
wiem że pewnie Ci się narażam i bardzo za to przepraszam bo nie chcę w żaden sposób Ciebie urazić,ale nie potrafię ukrywać tego co myślę.
My kobiety musimy mieć własne zdanie i umieć postawić na swoim.
A mężczyżni,wbrew pozorom,to bardzo szanują- o wiele bardziej niż uległość.
Twoj mąż powinien Cię na rękach nosić i pozwalać na wszystko,a już na pewno nie przysparzać smutków,choćby za to tylko,że dałaś mu wspaniałe bliżniaki..
Nie ma takich argumentów ani takiej siły która zmusiłaby mnie zawieżć zwierzaka do schroniska..i to wszystko jedno czy własnego "ukochanego"(!) czy biednego,porzuconego,chorego...Zwierzak to zwierzak i nie ma podziału na nasze,lepsze,ukochane ,rasowe i obce,biedne,porzucone,chore itd.Tym bardziej te drugie potrzebują pomocy.
A gdyby mój mąż nie był w stanie tego zrozumieć(na szczęście myśli identycznie jak ja) to byłby to jego problem.
Mało tego musiałabym zastanowić się czy nie ma w ogóle problemu z uczuciami wyższymi i czy kiedyś mnie nie uzna za kwalifikującą się do pozbycia się..Jeśli może spać spokojnie wymuszając na żonie pozbycie się malutkiego przerażonego zwierzaka bo "nie nasz"
Czytając twoje posty i PW myślę że jesteś chyba zbyt delikatną osobą na dzisiejsze czasy.
Całe szczęście że udało Ci się wyciągnąć ją z tego schronu zanim byłoby za póżno.
teraz musi już być tylko lepiej i nie ma co dołować się tym co było ale tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość.