Nadrabiam zaległości.

Ale najpierw się pochwalę, że tydzień temu w czwartek oddałem pierwszy raz honorowo krew.

Wcześniej mnie zawsze zbywali, głównie dlatego, że niby jestem za chudy. Raz nawet bez ważenia, tylko na oko. A normę (waga > 50kg) spełniam, więc czemu się wcześniej nie łapałem mimo braku innych przeciwwskazań - nie wiem. Ale grunt, że oddałem, zadowolony jestem bardzo.

Za dwa miesiące idę znowu, zobaczymy co będzie tym razem.

Zabieg wbrew pozorom całkiem przyjemny, w klimatyzowanym autokarze, na leżącym fotelu, kawa/herbata na miejscu + kawa i czekolada na drogę.

Miałem się też chwalić, że nawet siniaki mi się nie zrobiły, ale po tym jak Modrzew wlazł mi na rękę mam już trzy...

U Modrzewia w porządku. Ostatnio mu odwaliło i zaczął się sam z siebie wylegiwać na dworze.

Co prawda w bezpieczniej odległości od domu (zaraz przy schodach) i pod krzakiem (raz że cień, dwa że Morda nie lubi otwartych przestrzeni, musi mieć jakiś "schowek" koło siebie), ale jednak.

No i coraz częściej sprowadza se kumpli na chatę.

Na szczęście kumple spierniczają jak tylko widzą człowieka, więc nie ma z tym za bardzo problemu.

Z resztą co to za kumple, jak ostatniego tak osyczał, że w całym domu było słychać.

A do zdobyczy łowieckich dołączył konik polny.

Piękny, wielki, zielony. Złapałem i wypuściłem, zanim Modrzew zmaltretował go do końca.

A kotut dostał gratyfikację w postaci głasków i dokładki żarcia.

Zaległe zdjęcia:


Zdjęcia:


