Jakoś mnie naszło....
Nie można rezygnować z wetów, to jednak są lekarze z ogólną wiedzą na temat kota jako całości! Ze swojego doświadczenia wiem, że znaleźć weta od cukrzycy to jak znaleźć igłę ale kot-cukrzyk to dalej kot-całość a nie tylko kot-cukrzyk. Przerabiałam propozycję podania idiotycznej insuliny (zabiłaby kota z dużym prawdopodobieństwem), dziwacznych dawek, durnej diety, zostawałam sama z kwasicą (i tu warto pamiętać, że wygrana z kwasicą zależy również w sporej mierze od szczęścia) - wszystko to przerabiałam. I układ z wetem mam wypracowany taki: cukrzyca jest moja, reszta kota jest weta. Równanie cukrzycy sprowadza się do czynności, w których wet nie bardzo może pomóc bo muszą odbywać się często i w miarę bez stresu. Kocia miska to też nasza suwerenna decyzja. Co więc tu wet może? Może przepisać właściwą insulinę i dac dobre wskazówki, jak sobie z cukrzycą radzić, jak reagować. Każda decyzja powinna być omówiona, przedyskutowana. Nie z tym wetem? To z innym, takim który świata ciekaw, wiedzę ma klasy "standard", nie wpadł w rutynę i otwarty jest na nowe, nie boi się dyskusji. Ale jednak z wetem bo to on kota widzi, może też widzieć symptomy innych dysfunkcji, których my nie widzimy, a to już z naszej strony zbędne ryzykanctwo.
Co do caninsuliny i niechęci przepisywania innych insulin (i diet) to ja wetów w zasadzie rozumiem. Tylko caninsulina jest zarejestrowanym lekiem dla kotów. Po co nadstawiać skórę i ryzykowac proces jakby co? Ponadto stary, wytarty szlak zawsze jest bardziej komfortowy niż bezdroża. Zwłaszcza, jeśli pracuje się po kilkanascie godzin na dobę, ma dom i życie pozazawodowe. Tym bardziej, że cukrzyca to marginalny problem a wet jest miło zaskoczony, że ktoś nie usypia takiego kota, że chce o niego walczyć

Gdzie tu glukometr, gdzie podawanie insuliny na życzenie
Każda z nas musi szukać swojego weta, który pomoże a przynajmniej nie zaszkodzi i będzie miał ogólną pieczę nad naszym specjalnym kotem. Każda z nas musi się uczyć o cukrzycy i z czasem wiedzieć więcej, niz ten wet który na głowie ma psy, koty, krowy i wróbelki wraz wszelakimi ich chorobami, powikłaniami, badaniami i leczeniem.
Artykuły Tinki oraz ten wątek są czytane przez lekarzy weterynarii, moich także. Nie kwestionują, czytają, nie mają zastrzeżeń. Ale realność powszechnego zastosowania (przynajmniej na razie) czegoś innego, niż caninsuliny, wydaje mi się mocno ograniczona. Mam cichą nadzieję, że w końcu znajdzie się wet z powołaniem (lub wyrachowaniem, pobudki sa mi obojętne) i wyspecjalizuje sie w cukrzycy tak, jak p. Neska w nerkach.