no i wiedziałam że to było zbyt piękne aby mogło trwać
nie pisałam wcześniej bo padam na twarz a poza tym jestem troszkę zszokowana,już sama nie wiem-może życia nie znam i praw Murphy'ego..
w ciągu nocy jakby ktoś Julkę podmienił
szedł spać uroczy miziasty i przyjazny koteczek a rano okazało się że...w ogóle nie ma kotka...
przeraziłam się obszukałam wszystko,w końcu znalazłam ją w kominku,który,jak mi się wydawało zastawiłam bardzo skutecznie. myliłam się.
do południa usiłowałam zachęcić ją (oczyw.pokojowymi metodami)na wszelkie sposoby aby wylazła z tego kominka,bo bałam się aby nie wskoczyła do góry do przewodu kominowego (już raz stamtąd małą kociczkę wyciągałam,więc wiem czym to pachnie)
potem ,jak w końcu dałam za wygraną i zapchałam szyber papierami to stwierdziła że mnie ugryzie,na szczęście lekko,że nie będzie jadła,że nie da się głaskac i w ogóle to nie chce mnie znać,że chce od nas uciekać i tylko drzwi ją interesują i "wolność" za drzwiami.
jest miła tylko dla mojego męża.
ogólnie wstąpił w nią jakiś świr i podejrzewam że to burza,która była w nocy(bo poza tym nic dookoła niej ani się nie zmieniło ani nie wydarzyło)-tyle tylko że ja jej nie obiecam że burzy już więcej nie będzie-raczej przeciwnie.
co mogę zrobić??
pomóżcie,pliz
jestem lekko zdołowana,bo już myślałam że