Wszystkim kibicom i tym, którzy dodawali mi ducha w poszukiwaniach - dziękuję
Dzisiaj po południu ok.15 odnalazłam giganciarza :dance:
Siedział wymizerowany pod świerkiem na działce u mojej koleżanki z pracy, jakieś 700m od naszego domu. Smarti, w Twoich okolicach! Może nawet bywał u Ciebie na stołówce!
Kotek wygląda jak wyciągniety z kociego obozu koncentracyjnego - sama skóra i kości, ale jest raczej zdrowy. Musiałam się wczołgać pod świerka i go złapać, choc wydaje mi się, że juz nie miał ochoty uciekać.
W domu rzucil się do miski i musiałam mu zabrac jedzenie, bo nie mógl sie od niej odkleić. Bałam się że mu zaszkodzi, po tak długim czasie niedojadania.
Natychmiast zawiozłam kotka do weta (znalazlam calodobową lecznicę, trochę daleko od Józefowa - jest w Wawrze przy Trakcie Lubelskim 300b pomiędzy ul. Bronowska i Lucerny). Oprócz złamanego kła i braku jednego siekacza i ogólnym wychudzeniu - wygląda na to, że kotku nic nie dolega, ufff. Waży teraz 2,4 kg, tyle co kociak, musze go podtuczyc, co uczynię z wielka radoscią.
Ciekawe co robił przez prawie cztery tygodnie poza domem

i dlaczego nie próbowal wrócić.
Nie odstepuje mnie na krok, cały czas cos mi opowiada, buzia mu sie nie zamyka.
Z Tobikiem powachali sobie noski i to Tobik zrejterował przed konfrontacją. Myslę że się dogadają, a na pewno stanie sie to po stosownej operacji moderacji kocurzych temperamentów
Dziekuje wszystkim raz jeszcze i prosze wszystkich, którzy szukaja swoich zgub - miejcie nadzieję, choc wiem jakie to bywa trudne.