Saba zdobyła dziś odznakę małego piechura: zasuwała jak malutki samochodzik po Łężczoku

Ze dwie godziny samego dreptania chyba było? Wykazała się przy tym talentem psa pasterskiego: jeśli ktoś zostawał w tyle, trza było zaczekać i już. A hamulce to one ma niezłe

Pod koniec była już chyba zmęczona, zwolniła temp. Na początku spaceru psin był przeszczęśliwy - na prawo trawka, na lewo trawka - wszystko można poskubać!
Najlepszy numer wywinęła, kiedy goście już odjeżdżali: po wyjściu z samochodu włączyła tryb STOP! i nie chciała dać się wciągnąć z ulicy na chodnik, a jak to się już udało, musiałam odczekać, aż uparciuch pasterski zorientował się, że to koniec imprezy i jest skazana znów tylko na mnie
Dziękujemy za wycieczkę!
Myślałam, że po powrocie do domu psina padnie... A gdzie tam! Wparowala do mieszkania, pieska w pyszczek i biegała, biegała, biegała, rzucała, biegała

Potem znalazła tę swoją gumową czerwoną piłkę i heja! Od nowa - biegała, bie...
Nie wiem, o której padła, bo mnie ścięło
A skąd wiem, że padła?
Bo mnie obudziło jej chrapanie
Niesamowicie wdzięczny z niej psiak: strasznie jest wpatrzona w człowieka i jego oczekiwania. Posłuszna. Taka delikatna

Ale muchom nie przepuści: goni je wespół z kotami
Wczoraj byłyśmy u rodziców: musiałam wyprowadzić ich psy. Bidne zwierząsia - Tojfel i Misia - nie mogą się bawić swoimi gratami, bo wtedy Saba szczeka. Nie wiem, co dokładnie mówi, ale chyba jest to przekonujące, bo psy rodziców zabawki zostawiają i odchodzą

Za to Misia wczoraj bez kombinowania zjadła cały obiad. Konkurencja do michy robi swoje
Pytanie: właściwie codziennie - między mniej więcej między czternastą a szesnastą Saba ma coś w rodzaju ataku paniki: nie wiem, jak to nazwać - zaczyna dyszeć, dygocze cała...Tak jakby jej ślinianki zaczynały intensywniej pracować: nic nie cieknie z pyszczka, ale widać, że częściej przełyka U rodziców też tak zareagowała... Ani ja, ani mama nie słyszałyśmy niczego, co mogłoby wywołać strach. Ki czort?