Ja już naprawdę trace wiare w ludzi. Takiego zbiorowiska uposledzonych, żałosnych, skretyniałych ludzi o poziomie rozwoju niższym niż 5-cio latek nigdzie indziej w życiu nie spotkałam. Sąsiadowi czarny maluch się odwidział, mam go zabrać (i wszystkie inne koty też

), bo się przestraszył, że kociak ma koci katar. A facet malucha oczywiscie nie bedzie leczył. Cały dzien nic nie robi, łazi tylko od sąsiada do sąsiada i głowy zawraca, chla, ale zakroplic malcowi dwa razy dziennie krople do oczu to juz za wiele dla niego. W ogole najfajniej, jakby koty sie nigdy nie psuły, nie potrzebowały jeść ani pić, żeby były po prostu niezniszczalne i aby nie wymagały jakiegokolwiek wkładu ich właściciela. A sąsiedzi, co mieli kocice wysterylizowac we wtorek? Odwidziało im sie, mają gości i nie chce im sie nigdzie z kotem jeździć. Czy to jest powazne? To są dorosli ludzie? Najpierw zapewniają, że tak tak, zajmiemy sie tym, a potem nagle - o, odwidziało nam sie... Mogli od razu powiedziec, ze palcem nie kiwną, a nie zapewniać że się sterylizacji kocicy podejmą, podawac dokladny termin kiedy ją zabiora do weta itd. Aż mi się w to wierzyc nie chce po prostu.