Mysza

, jak by jeszcze ktoś chętny był do popełnienia ogłoszeń kociastych to była bym bardzo wdzięczna

Nasz ekwipunek

Piwnica na maxa zaśmiecona, bez światła, mocno wilgotna.

murek, który skutecznie przeszkadzał kociakom w dostaniu się do jedzenia

miejsce karmienia widoczne od wewnątrz piwnicy.
Wczorajsza akcja przeszła nasze oczekiwania i gdyby nie fakt, że czekały na nas nasze koty do obsługi to byłby wczoraj ciąg dalszy
Wieczorem w strugach deszczu poszłyśmy na łowy, bo przynajmniej ludzie się w taką pogodę nie kręcą w tej przejściowej bramie. Przy drzwiach do piwnicy myślałam, że nic nam nie wyjdzie, bo za cholerę nie chciał się otworzyć jeden zardzewiały zamek. Dopiero jak wyprostowałam klucz butem i wlałam pół butelki WD do zamka, zaskoczył. Kociaki były przy drzwiach, oczywiście na głodzie. Dwa pierwsze udało nam się złapać od razu do transporterków. Głód był silniejszy od strachu
Niestety miałyśmy tylko po dwie ręce i wzięłyśmy z sobą dwa transporterki, klatkę łapkę, parasole i drobiazgi w postaci sporej latarki, żarcia, aparatu
Halina musiała lecieć z kotami do domu. Ja w trakcie jak czekałam na nią złapałam czarnego z białą strzałką na nosku. Jednak kociak wyrywał się do jedzenia i nie było mowy, żeby go długo na rękach trzymać. Postawiłam klatkę łapkę, bo miałam wrażenie, że największy z kotów /biało- czarny/ jest cwany i tak łatwo się złapać nie da i wyszłam z piwnicy. Koty się nie złapały, ale za to wyżarły jedzonko przez kratkę. Muszę następnym razem przykleić pojemnik z jedzeniem do klatki, bo to już kolejny przypadek, gdy koty świetnie sobie radzą przysuwając pojemnik bliżej i wybierając jedzenie na pazurek

Jak wróciłam do piwnicy, koty siedziały i się myły po jedzeniu. Myślałam, że zonk i już nic nie złapię.
Jednak postawiłam jeszcze raz klatkę trochę dalej i dałam świeże jedzenie. Czarno białe, największe i chyba na największym głodzie po parunastu minutach weszło

Niestety w ciemnej piwnicy nie było tak łatwo go przełożyć do transportera. Trochę to trwało i w tym momencie zniknął nam z oczy czarny z białym. Obeszłam całą piwnicę. Kota ani śladu

Okazało się, że kotecek sam se wszedł do drugiego transporterka, który stał otwarty

Gdy już miałyśmy iść z całym ekwipunkiem z drugiej piwnicy wyszedł kot /dalej nie wiem czy to kotka, czy kocur/. Chciałam mu zostawić jedzenie, ale stwierdziłam, że skoro na podwórku jest spokój, a my mamy klatkę łapkę to spróbuję. Nie czekałyśmy długo i kocio zamknęło się w klatce
Tak więc wracałyśmy przez miasto z.... dwoma transporterami z kociakami i klatką łapką z kotem w środku. Nie wspomne o parasolkach, torbach itp. Przed bramą domu stał tajniacki radiowóz policyjny /Ada wie jaki

/ . Kociaki jak na złość zaczęły miauczeć, a kotka w klatce zaczęła się niecierpliwić spacerem. Żałuję, że nie wyciągłam aparatu i nie nakręciłam min policjantów

Oni chyba czuli potrzebę spytania co qrde się dzieje i co robimy, ale jak to policjanci nie wiedzieli co powiedzieć - procedur im brakło



najmniejszy z kotów i chyba najbardziej wystraszony

tio też nie za duże

i największe kocisko, wcześniej myślałam, że to mamuśka, jednak aż tak duże nie jest

kotka albo kocurek - okaże się dziś, bo wczoraj nie chciałam już towarzystwa stresować.
Po ulokowaniu kotów poszyłyśmy nakarmić resztę towarzystwa na podwórkach. Na tym z łapanki przyszła kotka, mamuśka złapanych. Nie miałyśmy juś czasu co by iść po klatkę łapkę, ale najprawdopodobniej dziś będziemy próbowały ją złapać. Szczególnie, że wracając z drugiego zobaczyłyśmy Łapkowego, który wchodził na podwórko do kotki.
Na drugim podwórku wszystko było zalane po wczorajszej ulewie. Miseczki pełne wody. Kotka zaraz przybiegła do jedzonka, kociaka widziałam tylko jednego. To kolejne podwórko, które musimy zrobić, ale na nim kociaki małe i boję się łapać kotkę i je zostawić w samopas.
Nie mam pojęcia co zrobię z tymi co złapałam, jak się okaże, że za małe do sterylizacji i wypuszczenia. W mieszkaniu, gdzie teraz są nie mogą pozostać, zresztą tak samo jak i gady Cwaniary

Zaczynam się mocno denerwować, bo to była zupełnie nieprzewidziana sytuacja. Gdybym ich nie wyciągła z tej piwnicy pewnie by tam zginęły, bo matka chyba je już zostawiła, a wydostać się nie umiały. Jedzenie można było rzucać na schody, ale co z wodą. Tam nie miały się czego napić. Nie mam pojęcia jak one przeżyły bez picia. Futerko mają bardzo kiepskie. Na zdjęciach tego nie widać, ale ono jest wyleniałe, pozlepiane, bardzo rzadkie. Oczka malutkie, jak zobaczyły światło to oczy zamykały. W tej piwnicy nie było żadnego źródła światła oprócz szpary pod schodami
