lutra pisze:Nie czytałam całego wątku, ponieważ byłam na wakacjach ok. 130 km od miejsca, w którym miała być Mazurka - co wcale nie jest rzutem czapką.
Aga_Mazury miała rozmawiać z Panią, której los Mazurki leżał na sercu, Pani miała powiedzieć, że nie będzie wspierać leczenia, nie zgadza się na zabranie kotki do schroniska - co biorąc pod uwagę warunki szpitalikowe w Ostródzie uważam za b. dobrą decyzję. Trzeba znać ichnią rzeczywistość, tj. 1 (jeden) dom tymczasowy zapełniony do granic..., żeby wiedzieć, że nie mieli gdzie koty dać.
Napisałam do Kingi, że możemy kotkę przywieźć do Krakowa w niedzielę, jeśli ktoś nam gdzieś ją dowiezie. Nie dostałam odpowiedzi.
Sms Kingi brzmiały jak żądanie. Rozumiem, że los kotki leżał jej na sercu, bo się o tym dowiedziała, ale stąd do oczekiwania, że sprawę przejmie ktoś inny (będący na wakacjach, w domku, gdzie nie da się kota przetrzymać (nie wiedzieliśmy, czy to jest kot dziki, oswojony, a jedynie, że od marca ranny) , bez sprzętu do łapania, przechowywania kotów). Ton nie był koncyliacyjny.
Nie chcę drążyć tematu, najważniejsze, że kotka jest już bezpieczna i nie w rękach owej organizacji. Czytając wyrywkowo watek, będąc pośrednim uczestnikiem całej historii miałam ogromną potrzebę napisać, jak ta sprawa wyglądała z drugiej strony.
Mam nadzieję, że swoją (i zapewne nie tylko) ogromną potrzebę spełniłaś...
W sobotę, od razu kiedy dowiedziałam się o kotce, od razu skontaktowałam się z Tweety - prosiłam o pomoc
ostródzki oddział (czy raczej centralę) AFN, bo kotka była na Mazurach. To, że za chwilę byliście tam na wakacjach nie miało nic do rzeczy (nawet o tym nie wiedziałam), bo mogliście być równie dobrze za granicą. Ale skoro macie tam ludzi, to szukałam pomocy u AFN Ostóda przez AFN Kraków. Takie dziwne? AFN Ostróda nagle zawiesił działalność? W Ostródzie nie działaly telefony, nie było samochodów, prądu i benzyny?
To trzeba było od razu poinformować i byłoby po sprawie. A nie brać ode mnie wszelkie namiary i deklarować pomoc.
Przez trzy dni nikt z Ostródy nie nie raczył skontaktować w sprawie kotki - ani ze mną, ani z osobą zgłaszającą. A my czekalismy na jakikolwiek sygnał. To było skrajnie nie fair, bo można było od razu przekazać, żebyśmy spadali na drzewo i szukali pomocy gdzie indziej (tak tez się stało, tylko szkoda, że "dzięki" AFN kot cierpiał kilka dni dłużej). Dziwne, że "Pani do Mazurki" wszystkim innym osobom deklarowała pomoc i wsparcie (którego bez dwóch zdań udzielała), a tylko AFN został tak źle, roszczeniowo potraktowany...
O niemożliwości dowiezienia kotki gdziekolwiek informowałam od razu, dobrze o tym wiedzieliście, więc Twoją "propozycję" uznałam za jeden wielki pic na wodę
Działajcie tak dalej, życzę powodzenia. I proszę, nie zaśmiecajcie więcej wątku kota, dla którego nawet nie kiwnęliście palcem.
PS Pogrubienie to dla mnie jedyne sensowne zdanie z Twojej wypowiedzi.