pixie65 pisze:dite pisze:Rada praktyczna dla interweniującego jest następująca - nie powoływać się wyłącznie na ustawę o ochronie zwierząt, ale starać się o nakaz terapii, przymusowe leczenie i nadzór.
Problem może się pojawić w momencie, kiedy to "uprawniony interweniujący" kwalifikować się może do przymusowej terapii.
Znam co najmniej dwa takie
osoboprzypadki.
Nie uważasz, że to raczej OT? Taka osoba nie działa przecież sama - są jeszcze władze lokalne, wet powiatowy, policja, prokurator... Normalnemu trudno ich namówić do ruszenia d...y. Wariat tym bardziej nie da rady.
Co do ustalenia sztywnych norm dla warunków w jakich utrzymywane są zwierzęta towarzyszące - nadal będę twierdzić, że są konieczne i powinny zostać ustalone i wprowadzone w życie. Takie normy funkcjonują przecież w stosunku do zwierząt gospodarskich i nic strasznego się nie dzieje. Podkreślam jednocześnie, że nigdy nie twierdziłam, że takie normy mają ustalać forumowicze! Przeciwnie - pisałam, że powinni je wyznaczyć lekarze weterynarii, specjaliści od behawioru itp., być może we współpracy z przedstawicielami organizacji prozwierzęcych. Zdaję sobie przy tym sprawę, że gdyby weszły w życie - prawdopodobnie ja także musiałabym zmniejszyć "zwierzostan". Co i tak mam zamiar uczynić (nie biorąc - po najdłuższym życiu Saszy - kolejnego psa i kolejnego kota po odejściu Bibi).
Jeśli chodzi o egzekwowanie zakazu trzymania zwierząt/trzymania powyżej określonej ich liczby w Stanach, wydaje mi się, że tu działa przede wszystkim "obywatelska czujność". Sąsiadów, weterynarzy... W USA nie ma tej fatalnej solidarności obywateli wobec władzy - zatajania zachowań nagannych, żeby nie wyjść na "kapusia".