Wczoraj, tj 13 w piątek, błysneła iskierka nadziei...
Wieczorem zadzwoniła do mnie Pani, że stołuje się u nich od niedawna kot bardzo podobny do mojego - wszystkie szczegóły się zgadzały. Na pierwszy rzut oka. Terminy kiedy się kot pojawił, umaszczenie, długi ogon w paski, koloru oczu nie widziały bo z daleka trudno poznać, kot jest płochliwy, młody. Co wieczór kolo ósmej przychodzi na kolację...
Zasadziłam się dzisiaj - przyszedł jak zwykle punktualnie - tyle tylko, że to nie Fido
Ten kotek ma obróżkę i pewno ma dom! Wychodzi po prostu i się dożywia, cudze zawsze lepsze... Ma więcej szarego niz moja zguba i nie reaguje na imię... Od pierwszego wejrzenia wiedziałam, że to nie on...
A byłam już prawie pewna, że się odnalazł

i cały dzień się cieszyłam, bo wczoraj pokazywałam kolorowe zdjęcia i na 90% Pani była pewna, że to mój kot.
Przyznam, że czuję się jakby mnie ktoś walnął w głowę i jeszcze do tego złamał mi się ząb (na szczęście szóstka, najwyżej będę się śmiała półgębkiem, zresztą wcale mi nie do śmiechu).
Inne zaginione koty się odnajdują, dlaczego mój nie?