Tak sobie pomyślałam.
W kontekście pewnych uwag i przytyków dotarło do mnie, że jednym z moich błędów było chwalenie się tym, co zrobiłam, co osiągnęłam, z czym sobie radzę - a należało chwalić się również porażkami i niewydolnością własną. Właśnie - `chwalić`, a nie żalić się z tego powodu. Pewnie w jednym z postów na początku wątku powinnam zapodać listę kotów, którym odmówiłam pomocy, które trafiły do fundacji, do innego DT albo zwyczajnie nie wiem, jaki los je spotkał na skutek mojej odmowy.
Bo niektórym to się chyba wydaje, że rzucam się pazernie na każdego kota, którego sobie `upatrzę` na forum, lub który wlezie mi pod nogi w innych okolicznościach.
Tak naprawdę - żadne zmiany nie zaszły, nic się nie zmieniło od ponad dwóch lat w moim `trybie` przyjmowania kotów. I na pewno nie zmieniło się pod wpływem [i:ngjql6c3]mądrości płynącej z niektórych forumowych wątków[/i:ngjql6c3].
Najwyraźniej niektórym osobom nie starcza wyobraźni, by objąć całość kontekstu w jakim funkcjonuje taki dom, jak mój.
Paradoksem mojej sytuacji jest to, że cokolwiek teraz zrobię i jak zrobię, nie będzie moją zasługą - może być co najwyżej moją winą. Jeśli nie będę odmawiać kolejnym kotom i stan zakocenia mi wzrośnie niebotycznie - to będzie moją winą i moim `krytykom` pozwoli na skwitowanie mojej sytuacji z politowaniem: `mieliśmy rację, to było do przewidzenia`. Z kolei, jeśli będę odmawiać kolejnym kotom pomocy, bo znam swoje możliwości, bo wiem, co i jak się dzieje u mnie w domu, `krytycy` poczują się zasłużeni na polu dbania o dobrostan kotów [moich również, a także tych, które być może na skutek mojej odmowy skończą pod płotem] - bo to na pewno na skutek ich `krytyki` się opanowałam i powściągnęłam swe kolekcjonerskie zapędy.
W sumie... niech sobie tak myślą. Niech mają jakąś satysfakcję opartą choćby na pozornych założeniach, że na coś jednak mają wpływ. Skoro ich własna niemoc ogranicza im możliwość realnej pomocy kotom, niech mają poczucie, że `pomagają` kotom w taki sposób - `krytykując`.
Z tzw. `faktów` teraz.
Kocięta ze schroniska, o których pisałam znalazły inny DT. I jak było do przewidzenia - kier. schroniska nie miała do kogo zwrócić się o pomoc, jak tylko do równie zakoconego [no może troszkę mniej] domu, w którym była PP. Kocięta pojechały tam po dawce caniserinu. I tak uważam, że dla tych 4tygodniowych kociąt to większa szansa na życie i domy, niż schronisko. Znowu ktoś okazał się `nierozsądny`, bo do `rozsądnych` kier. schroniska nie ma telefonu, zresztą - po co miałaby do takich dzwonić?
Mam nadzieję, że maluchom się uda.
Marta z Warszawy [zapomniałam nicka

] - przesyłka dotarła w najbardziej odpowiednim momencie - dziękuję.

Kartka załączona bardzo mnie wzruszyła. Postaram się później ją sfocić, bo w kontekście [i:ngjql6c3]aniołkowania[/i:ngjql6c3] jest cudnym żartem.
