Wczoraj wieczorem Brun mnie zszokował
Ponieważ nie mamy drzwi staram się korzystać z toalety na innym piętrze niż akurat znajduje się TŻ
Wieczorkiem, leżymy już w łóżeczku, ale natura wzywa, więc schodzę na dół. Brun jeszcze wypuszczony z klatki (staramy się go wypuszczać w każdej możliwej chwili, żeby nasze koty przywykł i żeby on się lepiej czuł), leży skłębuszkowany na drapaku naszych futer. Podniósł głowę, kontrola czy nie idę w jego kierunku. Nie. Spoko, można leżeć dalej.
Ja w toalecie, Frostie łasi się o moje nogi, Banshee obserwuje ze schodów. Nagle, powoli podchodzi Brun. Przeciąga się w drzwiach, wącha z Frostką, ta syczy niemiłosiernie, znów się dotykają noskami. Frostie idzie na schody a Brun?
Brun siada w drzwiach do toalety, tyłem do moich kotów, przodem do mnie i lupi się na mnie

zupełnie spokojnie, bez nerwowych ruchów. Ja mówię do Niego delikatnie a on zamiast uciec, to ziewa i kładzie się

(no tak, "przycupnął") i się gapi

To chyba znaczy "czy mógłbym już dostać swój wieczorny pasztecik?"
