Dziś sobie sprzątaliśmy.
To znaczy ja sprzątałam razem z chłopakami.
Ciekawe, że oni lgną do prac domowych jak muchy do miodu.
Kika oczywiście spała /albo udawała, że śpi

/ razem z Silence i absolutnie nie służyły pomocą.
Episia, owszem udzielała się przy sprzątaniu powierzchni płaskich.
Odkryłam, że okna mam brudniejsze od środka niż od zewnątrz.
Myłam w ubiegłym miesiącu, a tu glut na glucie!
W związku z tym, postanowiłam nie iść do okulisty, chyba że życie mnie zmusi do nauki braille`a.
Narobiłam się jak wół, pot mi oczy zalewał mimo kociej pomocy.
Wreszcie zziajana skończyłam.
Zdążyłam usiąść, to Episia postanowiła poprawić serwetę i troszkę jej nie wyszło.
Wpadła w poślizg i zjechała ze stołu z serwetą i ozdobnym pierdzielnikiem, tzn. suszkami, świeczuszkami, puzderkami i innymi duperelami.
Taaaaa, pisokotka miała rację, że tych pizdryczków naściągałam za dużo.
No, ale robi ich się coraz mniej.
Odgłos brzdęków, a może moje zrezygnowane "k..wa, nie mam już siły.

", obudziły Kiczkę, która ulitowała się nad matką, ewakuowała dotychczasowych pomagierów

i wyzbierała co grubsze elementy szklane.
Odkurzacz znów przypadł mnie w udziale.