Straszny tygrys wzięty na ręce wtulił się mocno, mocno. Kokosił się, przytulał, przewracał oczami. Wymiękł cały... Ale żebym nie miała złudzeń z kim mam do czynienia warczał przez cały czas i posykiwał na mnie tym swoim malutkim pysiem... takie małe, zagubione dziecko... Na koniec odszedł z godnością, a oddalając się w głąb klatki syknął na mnie jeszcze przez ramię.

Słodziak będzie i przytulak.
Rano zapomniał, że lubi się przytulać i próbował zniknąć w rogu klatki, ale szybko sobie przypomnieliśmy, co straszne i niebezpieczne tygrysy lubią najbardziej.

Przy sprzątaniu klatki stwierdził:
Ja wychodzę! Idę tam, do tego szarego wariata, który próbuje się zawinąć w posłanko tego wielkiego z machającym ogonem!I trzeba było łapać za dupinę, bo dziecko stanowcze jest!
Koty mu się podobają, Kundel działa uspokajająco...

Wczoraj jak podchodziłam sama do klatki, był wielki strach i próby zniknięcie. Jak za chwilę przyłączał się Soser i kładł obok, mały uspokajał się.
W nocy, sądząc po stanie klatki, dziecko bawiło się intensywnie.
Nie zrobił jeszcze kupy. martwi mnie to. Co prawda mały czuje się świetnie, ale boję się - wczoraj był odrobaczany. Nie wiem czy powinnam mu podać jeszcze jedną dawkę parafiny, czy czekać jeszcze...
Mój stary, dziesięcioletni babuń-seniorek Maniek stał wczoraj przy klatce, wsadzał łapy przez kraty, maczał w miseczce z kocim mlekiem i wylizywał z zapałem...
Dziś wieczorem założę Borysowi własny wątek. na razie jest tu gościnnie.