Zwlekłam się o 3, oblazłam z dusza na ramieniu kwartał ulic ale nie spotkałam nic żywego: ani kota, ani jeża, ani ludzia.
Towarzyszył mi tylko szum kropel wody ściekającej po liściach. Nie muszę dodawać, że kot się nie odnalazł
Chodzę w okolice domów, gdzie są niesterylizowane kotki.
Już nie wiem, jaka pora będzie najlepsza na poszukiwanie zbiega. Dzisiaj kontynuacja o 23.
Wysyłam w myślach przekaz do kocura z błaganiem o danie znaku życia, ale kot mnie lekceważy...
Prosiłam delfinkę o ponowną informacje o kocie, ale milczy...
Najgorsza jest huśtawka nastrojów: od porannej nadziei do wieczornej depresji, kiedy do łóżka wskakuje mi tylko jeden kot. Kocica za to jest wyraźnie zadowolona z braku konkurencji, czasami się zastanawiam czy to aby nie jej sprawka - pozbycie się młodego, wyraźnie ją denerwował swoją niespożytą energią. Kocica ma 8 lat, jest stateczną sterylizowaną panią w średnim wieku i jest bardzo mądra. Małe psy goni, przed dużymi zwiewa na drzewo i, co ważne, umie z tego drzewa zleźć tyłem. Bardzo ją pilnuję, żeby nie dala nogi ale już nie przejawia chęci do opuszczania terenu. Też nam kiedyś zwiała w wieku 3 lat w czasie wakacji na wsi: otworzyła sobie 2 pary drzwi

(skacze na klamkę), odnalazła otwarty lufcik w łazience i udała się na poszukiwanie przygód. Dopiero rano zorientowaliśmy się, że kot, zamknięty na noc w pokoju, siedzi zdenerwowany w kompostowniku i warczy ze strachu. To zdarzenie pokazuje kocią determinację w osiągnięciu celu, może ta determinacja napędza mojego zbiega w rozsiewaniu swoich genów i dopóki nie ochłonie - nie da się odszukać...