Witam.Pisałam wam kiedyś ,że do mojego domku nad jeziorem przychodzi kotka....karmię ją jak tylko mogę ....ostatnio zostawiam bardzo dużą michę suchego i jak odjeżdżam to leje mleko whiskas i kładę mokre ....niestety domek oddalony jest od mojego miejsca zamieszkania 45 km i jeździmy 3,4 razy w tygodniu ,a już teraz wiem ze koty czekają

Wczoraj wysłałam swoją córkę i co

siedziały sobie na tarasie na krzesełkach i czkały MAMUSIA I DWA MALUCHY
Boże dziewczyny co ja mam zrobić idzie jesień ,a za chwile zima ...one chyba tam nie mają schronienie i ja będę jeszcze rzadziej jeździć

kotki jak sie nie wysterylizuje to na drugi rok będzie powtórka z rozrywki
Mam ograniczone możliwości złapania jej ,bo ucieka i nie podchodzi na wyciągnięcie reki ....nie mam żadnej klatki łapki , i mam ją wieść 50 km na zabieg

jeszcze nie wiem czy maluchy to kocurki czy kotki ,a może i to i to .
A obawiam sie ,ze to nie jedyna kotka na tym terenie ,bo widziałam na spacerze ,ze pod drzewami w dwóch miejscach porozstawiane plastikowe pudełka po margarynach do karmienia kotów .....i pięknego kota wygrzewającego sie w słońcu........teraz to OK ,ale ludzie nie długo wyjadą i co wtedy .....mieszka tam parę rodzin na stałe ,ale czy ja wiem czy oni karmią.