Uszate zakapiorki się odetkały, na szczęście biegunki nie ma (wetka mnie straszyła, że po zatwardzeniu to może je przedmuchać za wszystkie czasy...). Apetyty dopisują, gotowanego kurczaka zjadają razem z miseczkami, chrupki też chętnie. Uszy najgorsze u dużego krówka, u reszty w miarę. Najważniejsze, że dziś już nie działają jak na zwolnionym filmie, tylko normalnie się tłuką i bawią wszystkim co dostaną. Martwi mnie tylko kotek w kropki, w nosie mu świszczy i rano ciężko oddychał - trochę umyliśmy mu ten nos wilgotną gazą i jest ciut lepiej ale coś w tym nosie ma i zostaje zdecydowanie z tyłu za rodzeństwem. Dlatego wstępnie postanowiliśmy, że chyba on zostanie z nami, żeby zawsze mieć na niego oko (po takim dzieciństwie może być trochę kotkiem specjalnej troski), bo pozostałe powinny być bezproblemowe. Jak zostanie to będzie się nazywał Hadron (od Wielkiego Zderzacza Hadronów z Cernu). Bury kurdupel wstępnie nazywa się Kiwi, jeszcze tylko dla dużego krówka musimy coś wymyślić (na razie mówimy Czarny, bo jest najbardziej czarny).
Zdjęć dziś nie będzie, bo zrobiło się ponuro i nie chcę towarzystwa wynosić na balkon z tym katarem. Chyba, że jakim cudem jeszcze wyjdzie słońce. Po południu kolejna kontrola.
FurKotka patrzy na towarzystwo z wyraźnym obrzydzeniem
