» Pt lip 30, 2010 14:16
Re: Nikuś - i mamy wszystkich w domu!
Kizia pojechała. Nawet szkoda pisać, co ostatnio zostało zalane, jakie spięcia w elektryczności i poślizgi na... wiadomo, czym. Blaty, kuchenka, książki, komputer, dywany itd. Nie mogę tak żyć. Wszystko wypróbowałam, skutki trwały dwa dni, i od nowa. Rozmawiałam z wieloma osobami, znającymi sie na zwierzętach, wszyscy byli zgodni, że to utrwalony nawyk, i póki jest przyczyna (kocury), póty bez izolowania ich nic się nie zrobi. A izolować nie mam gdzie.
Zrobiłam co mogłam, znalazłam jej dom na wsi, daleko od szosy, stary dom i ogród, dobrzy ludzie lubiący koty, i światli - wszystkie koty wykastrowane, a pierwsze pytanie do mnie, czy Kizia też wykastrowana. Jest tam kilka kotów, nigdy żaden kot im nie zginął. Są leczone, karmione, zadbane.
Z wnuczką tej Pani pracuję, mogę mieć informacje o Kizi, mogę podać pokarm. Wiedzą, że jakby coś było potrzebne, to pomogę, sfinansuje itp.
Dostała wyprawkę i pojechała. Podobno w kuchni pod ławą ma domek, wygląda, obserwuje inne koty, je, nie ma depresji.
Przepłakałam kilka dni. Wyobrażałam sobie wszelkie nieszczęścia. Ale z tego, co koleżanka mówi, nie jest źle.
Dziś już przestałam płakać, posprzątałam. Jest sucho i nie śmierdzi. Wiem że nic innego nie mogłam zrobić. Ja już byłam kłębkiem nerwów.
Najdziwniejsze, że koty w ogóle się za nią nie rozglądały. Nie szukały, nie popiskiwały. Jakby nie zauważyły. Są natomiast spokojniejsze. Dziś Mizia usiadła koło Puchasia na kanapie bez syczenia, Puchaś też spokojnie popatrzył, powąchali się i tyle.
Kizia nie tylko zanieczyszczała, ale też prowokowała koty, zaczepiała.
Żal mi bardzo, że musiałam tak zrobic. Bardzo bym chciała, żeby mogła z nami być. Ale bez sikania gdzie popadnie, kilkanaście razy dziennie. A tego nie potrafiłam osiągnąć.
No i zostało mi trzy grzeczne koty.
Ale mam poczucie porażki. Wygrał rozsądek, ale...